piątek, 29 stycznia 2016

Smażone Zielone Pomidory- Fannie Flagg




Za oknami szary, przedwiosenny, lekko wietrzny dzień. W sam raz na spędzenie dnia z gorącą herbatką, kocykiem i jakąś miłą historią. Parę miesięcy temu miałam ogromną przyjemność takową mieć w rękach i z ochotą wam ją przedstawię. Na myśli mam Smażone Zielone Pomidory- F. Flagg. Moja przygoda z Pomidorami zaczęła się bardzo dawno temu, jeszcze na studiach koleżanka poleciła mi film o tym samym tytule, który okazał się bardzo ciekawy. Po nitce do kłębka, po wielu latach trafiłam przypadkiem w bibliotece na książkę i wiedziałam że muszę ją przeczytać. Heh... gdy tyko dotarłam do domu to najszybciej jak mogłam zainstalowałam się i odpłynęłam. Mimo że minęlo już kilka miesięcy nadal czuję te wielkie emocje jakie niosła ze sobą ta opowieść :)

Cała opowieść to wspomnienia Ninny, która u kresu życia opowiada je przypadkowo napotkanej Evelyn czym w niespodziewany sposób wpływa na jej życie. Evelyn coraz częściej odwiedza swą przyjaciółkę i chłonie jej wspomnienia jak gąbka łaknąc wsparcia i akceptacji. Opowiastki są przeplatane skrawkami cotygodniowych biuletynów Dot Weems, a to nadaje smaczku całej opowieści. Daje taką małą przystań na otarcie łez czy łyka kawy, a nawet odetchnięcie po radosnym śmiechu. Ninny we wspomnieniach przenosi się myślami do Alabany lat trzydziestych, wraca do kawiarni Whistle Stop, która ma dla swych gości dobrą pieczeń, mocną kawę, namiętności, uczucia, śmiech, a nawet... zbrodnię.  Sposób pisania Fannie Flagg sprawia, że w Whistle Stop czujemy się jak w domu. Wchodzimy do Kawiarni Igie i Ruth i z miejsca uderza nas ciepło i serdeczność. Nim cokolwiek zrobimy, przed naszym nosem pojawia się parujący i niezwykle aromatyczny talerz smażonych zielonych pomidorów. Dookoła przewijają się ludzie z własnymi historiami, a każdy jest tu mile widziany. Czy chcemy czy też nie, jesteśmy wprowadzeni w bardzo bliskie i emocjonalne relacje z bohaterami, niemal dotykamy dobrych i szczęśliwych chwil, a także uczestniczy się w tych smutnych. Jesteśmy świadkami rozkwitu miasteczka, a później przyglądamy się jego powolnemu wymieraniu i upadkowi. Obserwujemy małe codzienności zwykłych ludzi i razem z nimi przeżywamy wszystkie emocje, których nie braknie.

Już od pierwszych paru stron zaśmiewałam się do rozpuku i wzruszałam do łez. Oczami wyobraźni widziałam śmiałego i czarującego Buddy'ego, który wraz z swoją małą siostrzyczką Idgie skradł moje serce. Pokochałam ich z miejsca i to całą sobą, ale nie tylko ich. Kompletnie wtopiłam się w Whistle Stop Cafe, urok tego miejsca i całej okolicy, wszystkich ludzi żyjących sobie i dla siebie zaparł mi dech w piersi. Czytając, czułam wręcz zapach pieczeni pieczołowicie przyrządzanej przez Dużego George'a i niemal słyszałam skwierczenie zielonych pomidorów na patelni, które Sipsey za chwile poda, parujące i dobrze wysmażone. Czekałam aż zza zakrętu wybiegnie Kikutek, a za nim troskliwa Ruth, którą wszyscy tak kochają. W kącie Smokey Samotnik popijał whisky, a wszędzie słychać było śmiech i przekomarzanie. Ta wewnętrzna uczciwość i zawsze wyciągnięta pomocna dłoń tak inne niż w rzeczywistości obudziły we mnie tęsknotę. Tęsknotę za tradycją, domem rodzinnym i... heh Bożym Narodzeniem w większym gronie :). Wraz z biegiem wydarzeń przechodziłam różne fazy emocjonalne od gniewu na męża Ruth, przez żal i smutek na wieść o śmierci któregokolwiek bohatera, ale chyba najwięcej łez wylałam zginął Smokey Samotnik. Ta jego wrodzona uczciwość, honor i skryta miłość trafiły prosto w mój czuły punkt. Nie należę do "płaczek" i nie czesto wzruszam się na książkach, ale przyznaje bez bicia że dawno, ale to bardzo dawno nie wypłakałam tyle łez co przy tej powieści i wiem, że tego było mi trzeba. Ciesze się że wpadła mi w ręce powieść tak niezwykle emocjonalna i urzekająca. Obecnie to rzadkie zjawisko.

No cóż :). Uważam, że Smażone Zielone Pomidory są powieścią dla każdego i nawet największy twardziel nie jest w stanie oprzeć się urokowi Zaklinaczki Pszczół i jej przyjaciół. Stawiam 10/10 i po cichutku liczę że niedługo ta pozycja wzbogaci moją małą biblioteczkę :)

PS. A może znacie książki, które w podobny sposób oczarowują czytelnika?:)

środa, 27 stycznia 2016

Trawa- Sheri S. Tepper


"Wiele pokoleń temu ludzie uciekli na kosmiczną anomalię zwaną Trawą. Jednakże, zanim tu przybyli, inny gatunek uznał tę planetę za swój dom i zbudował na niej swoją kulturę...
Teraz śmiercionośna zaraza rozprzestrzenia się pośród gwiazd, nie omijając żadnego świata poza Trawą. Okazuje się, że za tajemnicą odporności planety kryje się prawda tak wstrząsajaca, że może oznaczać koniec wszelkiego życia"


Krótki opis, który zaintrygował mnie na tyle by przygarnąć tę pozycję do domu. Trochę odleżała na półce, a ja chwytałam ją i odkładałam, aż " nabrała mocy prawnej". Nasz romans rozpoczął się  całkiem niedawno, rozwijał się w średnim tempie a zakończył dość nagle...  myślę, że nie mam czego żałować ;) . Postaram się nie spoilerować ;)

Gdy zaczęłam zagłębiać się w Trawę, stanęłam twarzą w twarz z narratorem. Czułam się jakby mnie oprowadzał i przedstawiał nowy świat, jego prawa i obowiązki. Gdy już poznałam podstawowy porządek, zaczęła mnie wciągać fabuła, akcja nabiera tempa dość stanowczo by od połowy ruszyć galopem. To sprawia że chce się czytać dalej, więcej i szybciej. Dzieje się dużo i na różnych płaszczyznach jednocześnie. Przyznam, że bardzo to lubię, złożoność fabuły, lubię być w centrum i śledzić poczynania różnorakich bohaterów, które wpływają na siebie nawzajem. Taka wielowątkowość, moim zdaniem, cechuje dojrzałych twórców i świadczy o ich doświadczeniu i umiejętnościach. Dodatkowo Trawa jest światem kompletnym i przemyślanym.


Jest jeszcze parę innych atutów, które przypadły mi do gustu. Ogromnym plusem Trawy są relacje między bohaterami. Nie ma tam standardowych prostych emocji kocha-nie kocha, lubi-nienawidzi, znów mamy do czynienia z moją ukochaną złożonością. Więzi, zobowiązania i emocje zaplatają się w przedziwne, kolorowe wzory i nic nie jest jasne. To sprawiło, że bohaterowie byli mi bardziej bliscy, miałam wrażenie, że są bardziej ludzcy, skomplikowani, a ich wybory bardziej zrozumiałe. Mimo to nie przywiązałam się do żadnej z postaci zbyt bardzo :).
Kolejnym atutem było niejasne określenie co tak naprawdę jest dobre, a co złe, taki zabieg daje niesamowite możliwości. Mogłam rozważać pewne decyzje łącznie z bohaterami i nie koniecznie się z nimi zgadzać. Główka pracuje i chcąc nie chcąc zagłębiłam się w to bardziej niż zamierzałam.
Dodatkowo bardzo zyskała w moich oczach autorka ponieważ... nie boi się mordować swoich postaci i robi to w sposób prosty. Bez fanfar czy tragedii, ale nie zimno i bezdusznie. Zgony (pozwolę sobie je tak brzydko nazwać) nie szokowały, nie pozostawiały nie smaku, ale też nie przechodziłam nad nimi do porządku dziennego. Czasem w mojej głowie pojawiało się pytanie: "Ale jak to?" po czy wsadzałam nos w książkę i czytałam dalej.

Znalazłam jeden dość drażniący minus, a mianowicie z początku, często pewne wątki nie są do końca wyjaśnione lub są małe przeskoki w akcji. Taki zabieg literacki umiejętnie zrobiony niesamowicie przykuwa uwagę, ale w tym przypadku trochę mnie irytował. Na szczęście dość szybko się to skończyło i dalej cieszyłam się już samą lekturą :).

Podsumowując. Nie jestem fanką s-f, nie lubuję się w wyobrażaniu sobie przyszłości czy podróżach międzygwiezdnych/międzyplanetarnych, mimo to spotkanie z Trawą uznaję za całkiem miłą przygodę. Pociągnęła mnie za sobą i z przyjemnością zaprzyjaźniłam się z nią. Nieśmiało mogłabym stwierdzić, że jeszcze pewnie do niej wrócę. Czytało się dobrze, a wartka akcja, splątane relacje, trochę przepychanek między frakcjami religijnymi i rozumne istoty o odmiennej moralności, wrzucone do jednego gara i intensywnie mieszane dały nam pyszną powieść. W sam raz na konkretny literacki posiłek :) Polecam

ZaBOOKowana ;)

PS. Uff... pierwsza recenzja za mną. Mogę odetchnąć z ulgą ;)

wtorek, 26 stycznia 2016

3... 2... 1... start!

Witam!

Po wielu zawirowaniach nadszedł rok 2016 i pora ustanowić sobie nowe cele do zrealizowania. W 2015 udało mi się zrealizować Wyzwanie Książkowe, a w tym roku spróbuję pisać bloga. Namówili mnie do tego bliscy, a ja się za bardzo nie opierałam ;) 

O czym będzie? W sumie jeszcze nie wiem. Tematem przewodnim będą książki. Duże, małe, znane, nieznane, jakie tylko wpadną mi w ręce. Postaram się zamieszczać tu recenzje, ale nie będą to zwykłe recenzje, a raczej spis wrażeń i odczuć towarzyszących mi w trakcie czytania. Myślę, że nie zamknę się tylko w tematyce literackiej, chętnie zobaczę co z tego wyrośnie. 

Cel: pisać co najmniej jedna notatkę w tygodniu przez rok. Jako że mamy już niemalże koniec stycznia to zakończenie Projektu Blog (kryptonim operacyjny) planuję na 25.01.2017 rok. Przed nami 52 wpisy, podczas których, mam nadzieję, będziecie się bawić równie dobrze jak ja :). Na czas Projektu Blog przyjmuję kryptonim ZaBOOKowana ;) .

Let's play a game...