sobota, 28 maja 2016

Mały jubileusz...




Dziś nastąpiła wyczekiwana, wolna, samotna sobota podczas, której mogę wreszcie odsapnąć. Tydzień złożony z pracy, codziennych wizyt u weterynarza i załatwianiu dużych i małych spraw potrafi wykończyć. Przyznam, że nawet nie zaglądałam tu od paru dni, a to już karygodne. Jakie było moje zdziwienie, gdy dziś zobaczyłam, że stuknęło mi 500 odwiedzin!!! Wow... nawet nie macie pojęcia jak mi miło. Pochwaliłam się tą niespodzianką Drugiej Połówce i nie omieszkał poczęstować mnie swoim: "A nie mówiłem?!". Wiem, że w żadnym stopniu nie było to złośliwe stwierdzenie, bo jest ze mnie dumny. W sumie sama z siebie też jestem, a najbardziej to chyba z Was.

Czytanie sprawia mi przyjemność, a pisanie o książkach jest dla mnie jak dzielenie się pysznymi smakołykami. Coś jak upieczenie szarlotki i przyglądanie się innym jak pałaszują ją ze smakiem. Nie przypuszczałam, że tak się w to wciągnę. Myślałam, że przy tak dużej ilości blogów pozostanę raczej nadawcą ze znikomym odbiorem, ale tu się myliłam. Jest koniec maja, a ja już ugościłam tu tyle osób! Jestem Wam wdzięczna, bo to Wy jesteście moim motorem napędowym. Wy i grono, które trzyma za mnie kciuki.

500 gości to dla mnie nie małe święto. Wzbijam toast kawą i dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna.

You made my day... Thank you :)

ZaBOOKowana

PS. Założyłam właśnie Księgę Gości. Mam nadzieję że będzie działała poprawnie. Zapraszam do zaznaczenia swojej obecności :)

piątek, 20 maja 2016

Bez znieczulenia- Małgorzata i Romuald Dębscy



 W poszukiwaniu kolejnych książek z serii Bez... natrafiłam na ciekawą pozycję, a mianowicie Bez znieczulenia. Jest to rozmowa z dwoma najlepszymi ginekologami w Polsce, głównie o wadach rozwojowych, aborcji i dziecku. Książka pochłonęła mnie bez reszty. Między innymi, spóźniłam się na ćwiczenia, a gdziekolwiek nie szłam/jechałam/czekałam tam zatopiona w książce, nie zauważałam niczego i nikogo. Heh... Wczoraj myjąc zęby przed spaniem doczytałam ostatnią stronę a to już  nawet nie lekka przesada ;)

 Mimo, że jestem z branży to wiele rzeczy w tym reportażu mnie zaskoczyło. Niby nic, ale nie byłam świadoma, że jeszcze nienarodzone dzieci ziewają. Wow... nic wielkiego, ale dla mnie nowość. Z medycznego punktu widzenia, bardzo mnie zainteresowały opisy zabiegów prenatalnych, metody badań i same przypadki. To właśnie ciekawość  sprawiła, że nie mogłam się oderwać.

Ogromnym plusem jest też język. Państwo Dębscy opowiadają o tych skomplikowanych rzeczach w sposób prosty, jasny i przyjemny. Dodatkowo bije od nich pasja, ciepło i czułość w stosunku do tworzącego się życia. Nie mogłam ich nie polubić. Dodatkowo ich poglądy są zbliżone do moich. Obecnie, gdy feministki walczą o zalegalizowanie aborcji, a kościół katolicki za jej całkowity zakaz, każda postawa jest jest napiętnowana. Nie ma środka, wszystko ma być czarne lub białe, ale to tylko utopia. Właśnie ta rozmowa daje nam obraz rzeczywistości. Czytelnik zaczyna sobie zadawać pytania. A co jeśli ja będę miała mieć chore dziecko? A co jeśli to dziecko nie będzie miało szans na życie? To są realne problemy, a nie wydumane fanaberie. Książka uświadamia w jakich realiach żyjemy, jaką odpowiedzialność kobieta musi wziąć na swoje barki nie tylko decydując się na  terminowanie chorego dziecka, ale także na jego urodzenie. To trudna sprawa na wielogodzinne dyskusje, ale ważne jest by dyskutować. By poruszać trudne tematy i własne szare komórki.
Jak dla mnie 8/10 i polecam z całego serca.

Chciałabym jeszcze wspomnieć o jednej pozycji bardzo podobnej tematycznie, a jednak tak różnej. Uważam, że choć nie oceniłam jej wysoko to stanowi dobry kontrast to Bez Znieczulenia i każda kobieta planująca ciążę lub w niej będąca powinna przeczytać obie. To bardzo poszerza horyzont i pomaga podjąć wszelkie decyzje dotyczące zdrowia, ciąży, formy porodu i opieki, w tym bardzo ważnym czasie.



Już dość dawno temu czytałam książkę Położna. 3550 cudów narodzin Piękne historie o romantycznych uniesieniach i wzlotach w trakcie porodu. Jednak w momencie, gdy autorka weszła w zagadnienia ezoteryki, żył wodnych, bioenergoterapii i tym podobnych rzeczy, przyznam szczerze, poczułam się nieswojo. Na co dzień jestem dość otwarta i tolerancyjna, jeśli komuś pomaga medytacja, joga lub bioprądy- nie ma problemu. Mimo to wolę do takich rzeczy podchodzić z dystansem. Myślę, że machanie wahadełkiem, mantry czy świeczki nie sprawiłyby, że czułabym się bezpiecznie rodząc, ale to moje zdanie. Do rzeczy! Książka przyjemna, historie przytaczane przez autorkę sprawiają, że robi się ciepło na sercu. Czyta się szybko, praktycznie jednym tchnieniem, jednak w tej romantycznej i różowej wersji naturalnego porodu domowego, brak mi rzeczowości i profesjonalizmu. A może się tylko czepiam? Daję 4,5/10

Pozdrawiam i życzę żywych dyskusji
ZaBOOKowana

PS. Zapraszam do komentowania :)


czwartek, 19 maja 2016

Daisy i cudotwórca- F. Flagg



Dziś będzie krótko. Po zakochaniu się w Smażonych Zielonych Pomidorach wpadłam do biblioteki i  wypożyczyłam wszystkie dostępne książki Fannie Flagg, tak też w ręce wpadła mi Daisy i cudotwórca. Z wielkim zapałem zasiadłam do czytania, ale ten zapał szybko i systematycznie gasł.
Jest to pamiętnik 11-letniej dziewczynki, która doskonale wpasowała się w swoją zwariowaną rodzinkę. Dumna i rozczarowana mama, lekkomyślny, zbyt kreatywny i wciąż zapity ojciec, to jeszcze nie wszystko. Prawdziwym zwieńczeniem są dziadkowie. Ma się wrażenie, że jest się w karuzeli, która pędzi zbyt szybko. Daisy musi stawić czoła dorastaniu w trudnych warunkach, rozstaniu rodziców, zawirowaniom w szkole i tragediom przyjaciół.

Na samym początku zaśmiewałam się do łez i pukałam w głowę jak to można mieć tak zwariowaną rodzinkę, ale z biegiem czasu nawet to szaleństwo przestało bawić, pomysły przestały zaskakiwać, a przygody przyciągać. Już nie wprawiała w osłupienie, czy nawet nie powodowała drgnięcia kącika ust. Może ta fabuła ciągnięta na jednym poziomie zwyczajnie mi spowszedniała? Mimo miłego dla oka języka i przyjemnego stylu Fannie Flagg, brakowało mi pewnych wzlotów i upadków, a przede wszystkim tego przyjaznego ciepła (no może z wyjątkiem zakończenia), które otacza czytelnika z innych jej książek. I nie zgodzę się tu z osobami, które twierdzą, że mało tu Fannie w Fannie. Ja ją znalazłam, ale na trochę innym poziomie. Nie uważam, że ta książka jest gorsza, jest zwyczajnie inna, bardziej płaska, ale wcale nie płytka. Może jest skierowana do trochę innego rodzaju odbiorców.

Podsumowując. Nie jestem rozczarowana ani zachwycona. Książka zabawna, miła, sympatyczna, a zakończenie ciepłe. Przez większość stron dość monotonna. Przyjazna pozycja w sam raz do leżenia na hamaku/leżaku/kocu i rozkoszowania się ciepłą majówką. Daję 5,5/10.




Pozdrawiam. ZaBOOKowana

PS. Szkoda tylko, że nie dane mi było bardziej poznać ciotki Betty...  to dopiero był potencjał :)

wtorek, 17 maja 2016

Wilki- A. Wajrak






Jak obiecałam, czas na recenzje. Na Wilki czaiłam się od samej premiery. Krążyłam, kluczyłam, marudziłam, a moja Druga Połowa niecnie udając obojętność odwodziła mnie od zakupu. Nieświadoma niczego dałam się namówić. Jakież było moje zaskoczenie, gdy pod choinką czekały na mnie Wilki . Sprawiło mi to ogromną przyjemność, praktycznie cały wieczór wigilijny spędziłam  głaskając, przeglądając i wąchając książki (taki fetysz książkoholiczki). Jego niecny plan się powiódł i jest z tego dumny do dziś :) .

Dlaczego tak mi zależało by mieć i przeczytać Wilki? Tak jak uwielbiam legendy, góry tak też czuje niezwykłą więź z przyrodą. Wilki same w sobie są dla mnie  kwintesencją wolności i rodziny. Zawsze uważałam je za zwierzęta dostojne, pełne piękna i tajemnicze, a jednocześnie budzące we mnie respekt. Pamiętam jak kiedyś wracałam z koncertu ze znajomymi. Byliśmy w pobliżu zoo, w parku, było już późno, a lampy miejskie pozostawiały ścieżkę w półmroku. Szliśmy sobie rozemocjonowani koncertem, dyskutując  o tym i owym, aż rozwyły się wilki. Umilkliśmy i ciemność wypełniał już tylko przeciągły dźwięk z wilczych gardeł. To było piękne i straszne zarazem, słyszeć wycie tak blisko. Gęsia skórka na rękach i zaparty oddech... niesamowite... Kiedyś często zdarzało mi się odwiedzać to zoo i przyglądać się wilczej codzienności. Mogłam patrzeć godzinami na te przekomarzania, odgryzania i zabawy, niestety zawsze widziałam je tylko w zamkniętej przestrzeni, na wydeptanym wybiegu. Patrząc tak na nie rozmyślałam jak cudownie te piękne i finezyjne zwierzęta muszą wyglądać w swoim naturalnym środowisku, tam gdzie ich miejsce. Wiem, że zapewne nie będzie mi dane zobaczyć ich na żywo, ale chcę poznać je jak najlepiej.

Wilki Adama Wajraka doskonale odkrywają wilczą naturę, ale nie z biologicznego punktu widzenia. Pan Adam zaczyna swą opowieść od oswojonego wilka Kazana i jego smutno-gorzkiej historii. Później oswaja czytelnika ze strachem jaki podświadomie hoduje każdy z nas, by z biegiem czasu przygotować nas do spotkania z wilkiem prawdziwym. Nie tym strasznym, dzikim stworem, który pożera niegrzeczne dzieci. W tej opowieści poznajemy wilka płochliwego, zastraszonego, unikającego człowieka. Wilka, który jest bardzo ważną częścią ekosystemu, który gdzieś tam w puszczy stara się przetrwać. I poznajemy człowieka... istotę najstraszniejsza ze wszystkich, jedyną tak naprawdę zabijającą dla przyjemności... Co ważne Wilki nie opowiadają tylko o wilkach. Pan Adam w lekki sposób przedstawia życie Puszczy Białowieskiej i zwierząt ją zamieszkujących. Trochę o jeleniach, drobnych ptakach, żubrach, dzikach i wielu innych.

Co mnie urzekło? Chyba najbardziej język autora, ponieważ nie jest to język wielkiego biologa, naukowca czy przyrodnika. Gdy zasiadamy do Wilków, z miejsca przenosimy się gdzieś w puszczę, po której spacerujemy z autorem i rozmawiamy. On opowiada o otaczającej przyrodzie, wspomina swoje przygody, te wesołe i te trochę mniej. Właśnie dlatego celowo nazywam Wilki opowieścią, a nie książką czy historią. Razem z panem Adamem oswajałam się z dziką naturą, razem z nim chowałam się za zapalniczką by uciec przed "wielkim złym wilkiem, który mnie zje", razem z nim śmiałam się z wybryków Antoniny i tak jak on stanęłam twarzą w twarz z przerażeniem jakie budzi człowiek... Zaczęło mnie to zastanawiać i trochę inaczej patrze na dzikie zwierzęta. Teraz jeśli spotkam na szlaku niedźwiedzia lub inne zwierzęta to zachowam dystans i będę chłonąć tę chwilę. Mam pełną świadomość, że to Ja jestem zagrożeniem, a nie one i chyba nie do końca dobrze się czuję z tą przewagą...

Podsumowując. Wilki są opowieścią i wycieczką ze wspaniałym przewodnikiem po Puszczy Białowieskiej. Gratka w sam raz  dla kogoś, kto chciałby poznać trochę przyrody prosto z własnej kanapy. Ja jestem oczarowana, urzeczona i wzruszona, i aż chce mi się powędrować do lasu na mały spacer. Daję 9/10 i wilczym nastroju odkładam na półkę, ale jeszcze tam wrócę, bo to smakowity kąsek dla każdego kto lubi naturę.

Pozdrawiam
ZaBOOKowana


sobota, 14 maja 2016

Spotkanie autorskie z Adamem Wajrakiem



Dziś może coś innego. Otóż w zeszłym tygodniu udało mi się zdobyć dwie wejściówki na spotkanie autorskie Adama Wajraka. Dla tych co  Pana Adama nie znają, jest to dziennikarz i działacz na rzecz ochrony przyrody, a przede wszystkim przyrodnik. Na swoim koncie ma kilka książek dla młodszych czytelników, gościnnie występował w znajomym serialu Saga Prastarej Puszczy i kilku innych produkcjach przyrodniczych, ale najgłośniej zrobiło się o Panu Adamie zimą 2015 po ukazaniu się książki Wilki jego autorstwa. Recenzję tej książki zamieszczę niebawem :)

Dziś miałam to szczęście, że mogłam spotkać się z nim twarzą w twarz. Od samego rana  lekko podekscytowana, poczyniłam przygotowania. Lekki makijaż, wygodne jeansy, T-shirt, koszula w kratę i trampki, czyli to co lubię najbardziej, by czuć się swobodnie i pewnie. Książka do plecaka wraz z wejściówkami (jej obecność tam sprawdziłam chyba milion razy) i w drogę.

Spotkanie zaczęło się miło. Pan Adam pokazał nam zdjęcia i dzielił się różnymi historiami z nimi związanymi. Część z nich zabawnych, inne niezwykle pasjonujące. Słuchałam z zapartym tchem i chłonęłam obrazy jak tylko mogłam. Całą sobą. Co mnie tak urzekło? chyba to w jak łatwy i prosty sposób opowiadał o zwierzętach. Miałam wrażenie słucham kogoś, kto tak jak ja dopiero odkrywa  tajniki natury. Kogoś kto mając wiedzę, przygląda się z ciekawością, ale nie nachalnie dzikiej przyrodzie i zwierzętom, które zaszczycają go swoją obecnością. Pan Adam z pełnym szacunkiem i niezwykłą pokorą, a także ogromnym poczuciem humoru opowiadał jak to upolował tylko zadek rysia lub jak po wielogodzinnych polowaniach na orlika, wreszcie uświadomiony przez sąsiada, znalazł go za płotem,  na łące po sianokosach. Na prośbę obecnych opowiadał też wiele o obecnej sytuacji Puszczy Białowieskiej, która nie jest za wesoła. Już od samego początku wyczułam, że to człowiek, który podziela moje zdanie na temat natury. Naturę powinno się badać, obserwować i w minimalnym stopniu ingerować.

Na zakończenie po długim wyczekiwaniu w kolejce, cała zdenerwowana zdobyłam piękny podpis na moich Wilkach i pamiątkowe zdjęcie z tym wybitnym przyrodnikiem. Jestem dumna, że mogłam go spotkać na żywo i zamienić z nim parę słów. Poznać kto kryje się po drugiej stronie okładki, jakim jest człowiekiem na co dzień. To dla mnie zaszczyt. 

Żebym nie zapomniała! Razem z Panem Adamem chciałabym Was zachęcić do odwiedzenia strony Greenpeace i być może wyrażenia sprzeciwu zwiększonej wycince drzew w puszczy Białowieskiej. Link daję poniżej. Ja się podpisałam i trzymam kciuki by udało się  zaprzestać tej degradacji, ale więcej informacji będzie na samej stronie. Może warto pomyśleć o zyskach, których nie da się policzyć w pieniądzach :)

http://kochampuszcze.pl/skarga/

Pozdrawiam i życzę miłego i podekscytowanego wieczoru :)
ZaBOOKowana



środa, 4 maja 2016

Idź, Postaw Wartownika- Harper Lee



W tym roku nie próżnowałam i całą majówkę spędziłam tak jak lubię. Porankiem wygrzewając się na słońcu, z kawką w jednej łapce i książką w drugiej. Popołudniami zaś przenosząc moje czytelnicze lenistwo na kanapę i zamieniając kawę na hektolitry herbatki. Tego mi było trzeba... Z nowym, dużo lepszym nastawieniem i naładowanymi wewnętrznymi bateriami słonecznymi mogłam ruszyć do pracy i mieć (kolokwialnie mówiąc) wyrąbane ;).  Gdzieś odeszły stresy, mięśnie się rozluźniły i przestałam myśleć co jeszcze muszę zrobić.

Dziś na nocce udało mi się skończyć Idź, Postaw Wartownika- Harper Lee. Jest to kontynuacja powieści Zabić drozda, szkicująca nowy obraz bohaterów. Pojawiamy się w Maycomb w Alabamie po około 20 latach. Towarzyszymy Jean Louise Finch w powrocie do domu. Razem z nią obserwujemy jak bardzo odmienia się charakter miasteczka, ojciec się starzeje, a znane kąty stają się coraz mniej znane. Dorosła Skaut czuje się rozdrażniona tymi przemianami, nie do końca umie odnaleźć się wśród neonów, przedpołudniowych herbatek w towarzystwie i ploteczek. Dodatkowo zostaje wtłoczona w sam środek przemian politycznych, dotyczących kwestii nadania Murzynom pełnych praw obywatelskich. Musi stawić czoła bolesnej prawdzie o jej krewnych i mieszkańcach miasta. Ludziach, których znała od zawsze, którym ufała, a to wystawia na próbę wszystkie wartości i prawdy, które do tej pory były niewzruszalne. Dziewczyna musi zniszczyć wszystko by wystawić wreszcie własnego wartownika... własne sumienie...

W Zabić Drozda  urzekła mnie ponadczasowość dzieła, to że czytając rozważałam problemy oczywiste, ale też wyczytane między wersami. Opowieść ta zostawiła we mnie ślad, kazała mi się zastanowić nad wieloma rzeczami. Dlatego stawiając wysoko poprzeczkę, z ogromną niecierpliwością zabrałam się za czytanie Idź, Postaw Wartownika. Czytało się bardzo szybko, praktycznie od razu wczułam się w klimat Alabamy. Trochę drażniły mnie pewne nieścisłości, hmmm... nic oczywistego, ale wydawało mi się, że chwilami fabuła nie zgrzyta. Możliwe, że coś zwyczajnie mi umknęło. To był chyba jedyny konkretniejszy minus jaki zauważyłam. Co mi się podobało? Bardzo przyjemnie było wracać do wspomnień z dzieciństwa. Pierwsza impreza, pierwsze miłości i różne dziecięce psoty nadawały fabule lekkości i sprawiały, że mimowolnie uśmiechałam się do siebie. Podobał mi się sposób wewnętrznej walki głównej bohaterki. Sposób w  jaki miotała się między tym co było, a tym co jest. Szkoda tylko, że zabrakło w tym wszystkim miejsca dla mnie, na moje przemyślenia, rozważania, pytania. Tym razem czułam się bardziej jak obserwator niż towarzysz. Ten drobiazg odjął trochę z mojej oceny, bo w porównaniu z poprzednią częścią wydało się nieco płytsze, ale mimo to uważam, że jest to książka warta przeczytania. Może nie zapiera tchu ale jest dobrym następcą. Dzięki niej można wiele dowiedzieć się o etapie życia, w którym tracimy autorytety i włączamy własny kompas życiowy. To dziennik podróży, w którym jedynym przewodnikiem człowieka jest sumienie.

Daję 6,5/10 i myślę, że niebawem ponownie sięgnę po Idź, Postaw Wartownika i może odkryję w niej coś nowego... :)

Pozdrawiam ZaBOOKowana


poniedziałek, 2 maja 2016

Bez Strachu- A. Ragiel, M Rigamonti



"Wydaje się, że umierają sami obcy nam ludzie. Po czym okazuje się, że tu jakiemuś znajomemu matka odeszła, kogoś innego żona i już wiadomo, że dotyka to wszystkich. Oczywiście, śmierć chcemy odsunąć od siebie jak najdalej, zapomnieć o niej, udawać, że nas to nie dotyczy, bo jesteśmy młodzi, zdrowi, piękni i co najważniejsze, mamy jeszcze tyle do zrobienia. Świadomość śmierci powinna nam towarzyszyć każdego dnia, gdzieś z tyłu głowy trzeba ją nosić." ~ A. Ragiel


Celowo przytoczyłam ten cytat, ponieważ bardzo dobrze określa to o czym napiszę. Dziś  opowiem o zupełnie innej książce niż dotychczas. Parę dni temu mama przyniosła do domu Bez Strachu. Gdy tylko przyjrzałam się bliżej tej pozycji, wiedziałam, że nie wypuszczę jej z rąk dopóki nie przeczytam.  Tak też się stało.Wczoraj zaczęłam, a dziś skończyłam z wypiekami na twarzy i  znacznie szerszym horyzontem.

Wszyscy boimy się śmierci. To oczywiste, bo nie dane nam jest zajrzeć za tę ciężką zasłonę i zobaczyć co dalej. No właśnie, to nie samej śmierci się boimy. Czujemy strach przed nieznanym, przed brakiem woli i nie ma na to wpływu nasza wiara, przekonania czy cokolwiek innego. Wciąż wydaje się nam, że śmierć przychodzi zbyt wcześnie, jest okrutna i niesprawiedliwa. Unikamy tematu, nie chcemy o niej mówić, myśleć i na codzień staramy się wierzyć, że nie istnieje.



Bez Strachu jest rozmową pomiędzy Magdaleną Rigamonti, a słynnym balsamistą Adamem Ragielem, dzięki której powoli, bez leku i okrucieństwa wkraczamy w świat śmierci. Brzmi poważnie, bo to poważny temat. Na co dzień krążą wokół nas mroczne opowieści o zakładach pogrzebowych i ich pracownikach. To budzi w nas strach, co sie stanie z nami w tych wykafelkowanych pomieszczeniach prosektorium. Pan Adam nie tylko uchyla rąbka tajemnicy, ale w prosty, zwyczajny sposób opowiada co się dzieje z ciałem już po śmierci. Opisuje proces balsamowania, ostrzega jak się chronić, czym jest kremacja i kosmetyka pośmiertna. Łamie stereotypy i uświadamia. Właśnie! i to jest bardzo ważna rzecz, nie jest to książka naukowa, raczej pouczająca. Pan Adam wdraża nas w tajniki prawa i mówi na co warto zwrócić uwagę, gdy przyjdzie nam skorzystać z usług zakładu pogrzebowego. Rzeczy ważne, które nie przyszłyby nam do głowy w takiej chwili.

W tej książce można znaleźć także prywatne przemyślenia. Można zobaczyć jak żyją osoby, które na co dzień obcują ze zmarłymi. Jak to wpływa na ich codzienność i światopogląd? Co może zmienić codzienne przyglądanie się śmierci? Jak czerpać satysfakcję z takiej pracy?

Nie wiem czy to ma związek z moją branżą zawodową, że tak lubuję się we wszelkich sprawach związanych z człowiekiem. Czy to żywym, czy martwym. Może to niezaspokojona ciekawość co się dzieję tam gdzie nie mogę tego dostrzec. Już od pierwszej chwili wiedziałam, że chcę ... że muszę przeczytać  Bez Strachu! Wywiad ten był dokładnie tym czego oczekiwałam. Sposób w jaki omawiane są te trudne tematy jest ludzki, prosty, wyzuty z wszelkich okropności. Co mnie bardzo poruszyło (w pozytywnym sensie) to przeogromny szacunek jaki można wyczuć przy każdej opisywanej czynności, oraz dystans z bardzo dużą dozą poszanowania dla opowiedzianych historii. Z pasją poznawałam przekonania Pana Adama i jego współpracowników, te lepsze i gorsze chwile i to dlaczego robią to co robią. Z mojej strony pełen szacunek, wiem jak trudno jest czasem zajmować się żywymi, ale stanąć w obliczu śmierci jest jeszcze trudniej i to nie wobec zmarłego, lecz jego ogarniętej żalem rodziny.

Jest pewien fragment który  trochę otworzył mi oczy.
Kiedyś jedna pani przyszła na pogrzeb swojej sąsiadki i słyszę, jak mówi: "Widziałam ją trzy razy w tygodniu, nigdy tak pięknie nie wyglądała jak w tej trumnie." Jak tak się umiera to ja też mogę. Już się nie boję.~ A. Ragiel
Zaczęłam się zastanawiać czego tak naprawdę się boimy i jak niewiele trzeba by przywrócić żyjącym spokój. Bez Strachu to książka, która porusza w nas to co chowamy gdzieś w głębi, jednocześnie pisana w taki sposób, że pozostawia po sobie wewnętrzny spokój. Czuje się, że śmierć i to co dalej nie jest takie straszne. Że są ludzie, którzy zaopiekują się tym co po nas lub naszych bliskich  zostanie, w sposób godny i bezpieczny dla innych. Chcąc, nie chcąc, zaczęłam zastanawiać się i rozmawiać z najbliższymi o ostatniej woli. O rzeczach tak nieważnych, a jednak ważnych, które zawsze odkładamy na później... zawsze za późno. A przecież to nic złego by przygotować bliskich na ten moment pożegnania.

Myślę, że jest to książka obowiązkowa dla każdego. Bardzo poszerza horyzonty i sprawia, że zmieniamy punkt widzenia. Pozwala zatrzymać się na chwilę i pomyśleć o śmierci jako o zwyczajnym etapie życia.  Daję 9/10 .

Pozdrawiam ZaBOOKowana


niedziela, 1 maja 2016

Zabić drozda- Harper Lee







"Jeśli istnieje tylko jeden rodzaj ludzi, to dlaczego nie możemy żyć ze sobą w pokoju? Skoro wszyscy są tacy podobni, czemu schodzą czasem z dobrej drogi i zaczynają gardzić sobą nawzajem?"
N. H. Lee - Zabić drozda 





Postanowiłam pozostać w klimacie Ameryki lat trzydziestych XX wieku. Sięgnęłam, więc na parapet, czyli moją poczekalnię książek zakupionych i odłożonych na "Ten Moment".  Tym razem swojską beztroskość Luizjany zamieniłam na  szare życie Maycomb, małego miasteczka gdzieś, tam w Alabamie. Po raz pierwszy sięgnęłam po Zabić Drozda kierując się chęcią zasmakowania w klasyce, więc pomaszerowałam do biblioteki i polowałam. Obecnie książka wzbogaca już moją mała kolekcję i dumnie pręży się na półce.


Zabić Drozda jest opowieścią o życiu małego miasteczka, gdzie każdy każdego zna na wylot. Życie to widziane oczami ok 7 letniej dziewczynki, która stara się wytłumaczyć i zrozumieć rzeczywistość. U boku starszego brata odkrywa tajemnice miasta, które myśli, że zna od podszewki. Odkrywałam z nią historię o przerażającym sąsiedzie- Boo Radley'u. Słuchałam strasznych opowieści, o tym jak on żywi się kotami, morduje wścibskie dzieci i że wychodzi tylko nocami. Historyjki opowiadane przy ogniskach by wzbudzić dreszcz emocji, a dodatkowo wywoływały ogromną ciekawość. Razem z dziećmi obserwowałam okna posiadłości Radley'ów i rozmyślałam jak tu wywabić wilka z lasu i zaglądałam z  nimi do okien sąsiadów.

W to spokojne dziecięce życie, pełne małych kłopotów, wkrada się cień. Atticus Finch, ojciec tej dwójki urwisów, broni przed sądem młodego Murzyna oskarżonego o zgwałcenie biednej białej dziewczyny. Prosta sprawa sądowa z powodu wszechpanującego rasizmu i urasta do rangi symbolu, budzi ospałe miasteczko do życia i zmusza mieszkańców do decyzji, po której stronie staną. Dzieci natomiast obserwują zachowanie dorosłych, starając się zrozumieć dlaczego to wszystko nie jest takie proste. Co czyni pochodzenie? Czym różni się człowiek biały od murzyna? Dlaczego w przyjaznych do tej pory ludziach budzi się zew mordu? Czemu mądrzy ludzie podejmują decyzję wbrew oczywistym dowodom?

Czytając tę książkę czułam się jak dziecko, jak towarzyszka zabaw głównych bohaterów. Siedziałam z nimi na werandzie i wspólnie rozważaliśmy nad odpowiedziami. Pozwoliło mi zobaczyć jak bardzo świat dorosłych jest skomplikowany. Skomplikowany i skrępowany różnymi konwenansami, przekonaniami, tu nic nie jest proste. A właściwe odpowiedzi często są najprostsze...

Jest to niesamowita opowieść o prawdzie, nieprawdzie i półprawdzie, o człowieczeństwu i wyobcowaniu. O różnicach znaczących i tych błahych. Opowieść o dobru i złu, i dzieciach, które na swój często dojrzalszy sposób starają się zrozumieć sytuację. Są to trudne sprawy ale bardzo oczywiste. Dzieci ze swoim prostym świeżym spojrzeniem, dla których pewne sprawy są oczywiste.Moim zdaniem jest to piękna opowieść o uprzedzeniach rasowych, stereotypach i kryzysie sumienia ubrana w prosty i oczywisty obraz dziecięcego życia.
Daję 9/10 i polecam.

Pozdrawiam ZaBOOKowana


"Drozdy nic nam nie czynią poza tym, że radują nas swoim śpiewem. Nie niszczą ogrodów, nie gnieżdżą się w szopach na kukurydzę, nie robią żadnej szkody, tylko śpiewają dla nas z głębi swoich ptasich serduszek. Dlatego właśnie grzechem jest zabić drozda."
N. H. Lee - Zabić drozda