środa, 26 września 2018

Ostatnie Rozdanie- W. Myśliwski



" Inna sprawa, że po tych iluś tam próbach i ciągłym przeglądaniu tych imion, nazwisk, adresów, telefonów, chociażby z powodu jednego nazwiska, wydawało mi się, że zaczyna się z nich wyłaniać jakiś ogólny obraz mojego życia. Bezkształtny, to prawda. Ale czy mógłby być inny, czy życie wystarczy wypełnić czyimiś imionami, nazwiskami, adresami i telefonami, aby można się w nim odnaleźć? W tych wszystkich fragmentach, przypadkowych, niespodziewanych, nieprzystających do siebie, jak nie przystaje dzień do dnia, zdarzenie do zdarzenia czy słowa do myśli, do wyobrażeń, do uczuć, do snów, a nawet słowa do słów, wzajemnie sprzecznych, nieprzyjaznych często wobec siebie, które żadnemu porządkowi nie chcą ulec, krążą w nas jakby po osobnych orbitach, a naszą nad nimi nadrzędność możemy porównać do nadrzędności naszego ciała, na przykład nad sercem, wątrobą czy żołądkiem, niezależnymi przecież od nas. Tak że jesteśmy, podobnie jak ten mój notes, jak gdyby opasani gumą, która ma tę właściwość, że czasami pęka."
~Wiesław Myśliwski, "Ostatnie rozdanie"


Tak trudno zdystansować się i zamknąć ten ogrom przekazu w krótkiej recenzji, więc pozwólcie, że nie będzie to zwykła opinia, tylko mój zbiór subiektywnych myśli i odczuć jakie zakiełkowały po przeczytaniu Ostatniego Rozdania. Postaram się jak najtrafniej oddać co mi w duszy gra ;). Wraz z początkiem sierpnia, nabrałam apetytu na coś.. hmm... coś innego. Chciałam się zatrzymać i zmusić umysł do myślenia innymi kategoriami niż zazwyczaj, a do tego idealnie nadaje się twórczość Wiesława Myśliwskiego. Dodatkowym motywatorem był fakt iż jedna z wytycznych mego tegorocznego wyzwania uparcie wskazuje powieść jego autorstwa. Czy po zachwycie jaki we mnie wzbudził Widnokrąg mogłam liczyć na utrzymanie poziomu? Sami zobaczcie :) 

Ostatnie Rozdanie przedstawia zmagania dojrzałego mężczyzny z jego prywatnym notesem. Chce on wprowadzić ład, usunąć nieaktualne dane, wyłonić z pamięci twarze i przypisać je do nazwisk... Ale czy tak naprawdę chodzi tylko o notes? W tym monologu anonimowy bohater porusza trudne kwestie wyborów, pamięci, kształtowania się przez lata i doświadczenia, a także usiłuje podsumować własne życie. Mamy tu do czynienia z powieścią totalną, wychodząca poza ramy, dotykającą tajemnicy bytu, zarówno filozoficzną i wielowymiarową, lecz klarowną w odbiorze. 

Biorąc do ręki kolejną powieść Myśliwskiego wiedziałam na co się porywam, więc dałam sobie czas. Duuużo czasu. Rozpoczęłam ją niemalże na początku sierpnia, a skończyłam kilka dni temu, spokojnie delektując się każdą stroną. Czasem przystawałam, porzucałam ją, by dojrzeć do następnych rozdziałów. Rozsmakowywałam się w tym charakterystycznym, niespiesznym rytmie, by nie wiedzieć kiedy, całkowicie wtopić się w opowieść i dać się jej uwieźć bez reszty. Czytając Traktat o Łuskaniu Fasoli stałam się bezpośrednim odbiorcą. W przypadku Widnokręgu dryfowałam niespiesznym brzegiem rzeki przyglądając się fragmentom czyjegoś życia  należącym do przeszłości, teraźniejszości, przyszłości, nie mając punktu zaczepienia czasu i miejsca w rzeczywistości. Tym razem doświadczyłam czegoś innego. Czułam się jakbym słuchała poufnych zwierzeń dojrzałego mężczyzny, który chce dokonać rachunku sumienia i podsumować swoje życie. Rozkłada je na części pragnąc odnaleźć w nim sens, cel i ocenić, po raz kolejny własne decyzje. Co ciekawe nie byłam tylko widzem. Wszelkie słowa bohater kierował do mnie, chwilami wręcz starał się usprawiedliwić, wyjaśnić pewne decyzje, przede mną, ale jednocześnie wiedziałam, że nie oczekuje ode mnie żadnej reakcji, ani potępienia, ani pocieszenia. Nie potrafiłam zdystansować się i zostałam wchłonięta przez tę jego intymną spowiedź i uczucia z nią związane. Każdy list od Marii szarpał moimi emocjami, czułam smutek jego i choć dobrze maskowane, także rozżalenie. Miałam wrażenie, że bohater nie do końca godzi się z życiem jakie wybrał, lecz wie, że zmienić nic już nie można, więc trwa.

Wiesław Myśliwski po raz kolejny w pięknym stylu snuł historię zwykłego życia, uwodząc swą niespiesznością, prostotą i wielowymiarowością. Przypominał jak ważne są rzeczy małe, gesty, ludzie, czyny. Jednak największe wrażenie zrobił na mnie fragment:

"Tak naprawdę umarli pracują na nas do końca naszych dni, a umierają dopiero wraz z nami. Potrzebujemy nieustannie ich obecności, aby nas dręczyli, czy, lepiej, darzyli tym najtrudniejszym dla człowieka doświadczeniem, które jest dopiero przed nim, bliżej, dalej, lecz nie do uniknięcia, jako że poprzez ich śmierć uczymy się i własnego umierania."

Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się jak wielki wpływ na nasze życie mają inni, ci obecni oraz ci, którzy odeszli. Czy można zwyczajnie wymazać kogoś, skreślić lub nie przepisać? Jakie mamy prawo wybrać kto był ważniejszy, a kto zbędny? Czy możemy uznać, że jesteśmy kogoś niegodni? Czy los nie jest tylko zbiorem napotkanych przez nas ludzi i ich doświadczeń? I najważniejsze: co zostawiłam po sobie w życiach innych ludzi? Te i wiele innych pytań kłębiły mi się po głowie i zostały do dziś. Ogromnie przykro mi było żegnać się z tą historią, lecz musiałam dać jej odpłynąć.

Moi drodzy, Wiesław Myśliwski po raz kolejny udowodnił, że siła tkwi w prostocie, a oprawiając ją swym wybitnym stylem, dał czytelnikowi wyjątkową powieść pełną uniwersalnych praw i prawd o świecie i ludzkiej egzystencji. Udowodnił także, że powieści filozoficzne nie muszą być ciężkie i trudne, a wręcz mogą porwać czytelnika w interesującą, powolną, eteryczną podróż do wnętrza ludzkiej duszy. Od siebie daję stanowcze 10/10 i gorąco polecam!

Miłego dnia
ZaBOOKowana

wtorek, 11 września 2018

Cykl: Dwór Cierni i Róż- S. J. Maas


 
"Night Triumphant- and the Stars Eternal."
~Sarah. J. Maas, Dwór Skrzydeł i Zguby 


Już od dawna napotykałam bardzo pozytywne recenzje cyklu Dwór Cierni i Róż- S. J. Maas. Okładka i opis kusiły, autorka była mi nieznana, więc nie do końca wiedziałam czego się spodziewać, ale postanowiłam zakupić całą trylogię. Czy to był dobry wybór?

Cykl umiejscowiony jest w całkowicie wykreowanym, fantastycznym świecie rozdzielonym na 2 części: ziemie ludzi i Prythian- magiczną krainę. Główną bohaterką jest 19 letnia Feyre- łowczyni, polująca by utrzymać rodzinę. Pewnej zimy, w pobliżu Muru dziewczyna zabija ogromnego wilka, nie wie, że pod tą zwierzęcą postacią skrywał się
faerie, wysłannik Dworu Wiosny. Wkrótce w drzwiach jej chaty staje pochodzący z Wysokiego Rodu Tamlin, w postaci złowrogiej bestii, żądając rekompensaty za ten czyn. Feyre musi wybrać – albo zginie w nierównej walce, albo uda się razem z Tamlinem do Prythian i spędzi tam resztę swoich dni. Pozornie dzieli ich wszystko – wiek, pochodzenie, ale przede wszystkim nienawiść, która przez wieki narosła między ich rasami. Jednak tak naprawdę są do siebie podobni o wiele bardziej, niż im się wydaje... 

Sięgając po Dwór... spodziewałam się lekkiej, wartkiej, młodzieżowej powieści fantastycznej z zabarwieniem romantycznym. Pierwszy tom, reklamowany jako nowa odsłona baśni o Pięknej i Bestii utwierdzał mnie w tym, żebym nie oczekiwała zbyt wiele. Zdziwienie moje było coraz większe, gdy pojęłam, że wraz z kolejnymi rozdziałami coraz trudniej mi się oderwać od fabuły. Wartka akcja, lekki humor i umiejętne budowanie napięcia stopniowo wchłaniały mnie bez reszty. Wciąż chciałam wiedzieć co dalej, i dalej, i dalej... Jednak nie to jest głównym atutem cyklu, ponieważ największe wrażenie zrobili na mnie bohaterowie. Są dynamiczni, silni, mocno zarysowani, czyli tacy jak lubię najbardziej-realni. Silna postać kobieca, która zarówno potrafi skopać tyłki, jak i poświecić wiele dla sprawy, umie brać sprawy w swoje ręce i tym zyskała mój szacunek. Tamlin natomiast, robiący wszystko jak należy i starający się zadowolić wszystkich, już trochę mniej. Jednak serce me skradł swą postawą, ekspansywnością, dynamicznością nikt inny jak Rhysand. Tak bardzo przypomina mi swym obyciem Deana z serialu Supernatural(którego swoją drogą uwielbiam!!!), że nie mogłam, nie stracić dla niego głowy ;) Ale już cicho sza! Nic więcej nie mówię, by nie spoilerować.
Kolejnym atutem jest, moim zdaniem, bardzo solidnie zbudowany świat przedstawiony. Kompletny, posiadający swoją historię, wierzenia, zróżnicowanie rasowe i kulturowe. Widać, że autorka sporo pracowała nad zbudowaniem porządnego uniwersum, które można w przyszłości wykorzystać wielokrotnie w kolejnych powieściach.

Wszystko pięknie, wszystko ładnie, ale Dwór... ma też poważny minus. Otóż mniej więcej od 2 tomu pojawiają się nieszczęsne sceny miłosne, a raczej erotyczne. Przyznam, że przygotowałam się bardziej na romantyczne westchnienia, a nie na dość szczegółowe relacje anatomiczne ze stosunków między bohaterami. Ehh... w ten sposób autorka skutecznie gasiła namiętność z jaką tropiłam fabułę. Wyobraźcie sobie moment, gdy z wypiekami na twarzy śledzę losy Prythianu i myślę wciąż "co dalej?", a tu soczysty opis kto, komu ile włożył i gdzie. "No heloł!" działało to na mnie jak kubeł zimnej wody i studził zapał do czytania. Czasem nawet zastanawiałam się co ja czytam, porno z wciągająca fabułą czy jednak fantastykę o zabarwieniu erotycznym. Zwłaszcza, że dla akcji ważniejsze były relacje emocjonalne, iż same akty. Na szczęście nie ma ich w książce za wiele.
 Ciekawostką jest też nierówność jakościowa tomów. Pierwszy można porównać do baśni dla nieco starszych odbiorców, drugi zaczyna się mdle i nijak, co sprawiło, że chciałam porzucić czytanie, jednak z czasem nabiera mroczności i nadaje się już dla pełnoletnich czytelników, natomiast trzeci jest moim zdaniem najlepszy. Tworzy swoiste zwieńczenie całej historii, zawiera masę intryg, zwrotów i wzrastającego napięcia oraz... także zawiera sceny 18+.

Moi drodzy, jeśli macie ochotę na lekką, wciągającą opowieść fantastyczną i jesteście w stanie przymknąć oko na sceny łóżkowe to jest to książka dla Was. Zwłaszcza, że niebawem w księgarniach pojawi się kolejna część ;) Po odliczeniu wyżej wymienionego minusa, daję od siebie mocne 7/10 i polecam :)

Pozdrawiam
ZaBOOKowana