sobota, 21 stycznia 2017

Dzieci z Bullerbyn- A. Lindgren




Pierwsza książka z tegorocznego wyzwania czytelniczego jakie sobie narzuciłam. W tym roku zabrałam się wreszcie za książki odłożone na listę "to read", wybrałam 10 i zakasałam rękawy. Do Dzieci z Bullerbyn mam sentyment od dziecka. Chciałam jeszcze raz przeżyć z nimi przygody, o których czytałam będąc w podstawówce.

Dzieci z Bullerbyn i Astrid Lindgren przedstawiać nikomu nie muszę. Moje pokolenie przerabiało tę książkę w szkole i to była jedna z przyjemniejszych lektur. Wesołe przygody sześciorga dzieci mieszkających w małej wioseczce. Urzekająca codzienność, beztroskość i dziecięca kreatywność sprawiają ze Dzieci z Bullerbyn kochają wszyscy. Majmłodsi, bo to książka o nich, a dorośli bo chcą przypomnieć sobie własne dzieciństwo.

Pamiętam jak byłam mała, któregoś letniego miesiąca leżałam na kocu, na trawniku. Słońce przyjemnie grzało moją skórę, a mama siedząca obok czytała mi na głos o przygodach gromadki dzieci. Miałam zamknięte oczy, napawałam się słońcem, słodkim smakiem owoców i słuchałam opowieści z Bullerbyn. Ach... To były cudowne chwile... Ten sentyment sprawił, że po wielu latach, już sama przypomniałam sobie perypetie Lisy i całej ferajny. Tym razem zamiast słońca był mróz, zamiast owoców- kawa, a zamiast głosu mamy- szelest stron. Został tylko koc, także czerwony, w który zawinęłam się z lubością. Nie słyszałam szelestu liści i bzyczenia owadów tylko remont na dole i chrapanie psa ;). Mimo to Dzieci z Bullerbyn nadal pochłaniały, urzekały i bawiły, a może to tylko obudzone wspomnienia? Hmm...

W trakcie czytania naszła mnie pewna refleksja. Przypomniałam sobie czasy, nie tak bardzo odlegle, w których nie było telefonów komórkowych i wszechobecnej kontroli. "Inne czasy i więcej zagrożeń"powiecie, a ja się z Wami nie zgodzę. Bo właśnie przez tę wszechobecną kontrolę pozbawiamy dzieci zdrowego rozsądku, odpowiedzialności, zorganizowania i czujności. Nie uchronimy pociech przed całym złem tego świata, jeśli nie nauczymy ich, jak mają się chronić same. Choć mam niecałe 30 lat to pamiętam, że wiedziałam iż nie wolno rozmawiać z obcymi, trzeba rozglądać się na ulicy i jeśli się jest w grupie to trzeba o siebie nawzajem dbać. Proste zasady, tak oczywiste, a jednak nie w dzisiejszym świecie. Coraz częściej widzę ciągle dzwoniące mamy, dzieci na smyczy telefonu komórkowego i brak możliwości na własne zorganizowanie czasu i obowiązków.  Przecież tak świetnie można było się bawić bez telefonów i wrócić na czas do domu nawet nie mając zegarka :). Gdy się dostało zadania od rodziców to od nas zależało kiedy i jak je wykonamy, a teraz dzieci mają podane wszystko na tacy, wypunktowane krok po kroku, zaplanowane i ułożone. Gdzie tu czas na odpowiedzialność czy zorganizowanie, jeśli za chwile zadzwoni mama i powie co i w jaki sposób ma się teraz zrobić? Nie zabijajmy w dzieciach chęci, samodzielności i kreatywności. Przypomnijmy sobie ten beztroski czas naszego dzieciństwa i spójrzmy na nasze dzieci nie jak na małych dorosłych. Przecież nie wszystko musi być idealne. :)

Dzieci z Bullerbyn to książka dla małych i tych większych, a zwłaszcza dla rodziców pociech w każdym wieku. Przywołuje wspomnienia, uczy, bawi i zachęca do psot, a przede wszystkim pokazuje jak powinna wyglądać przyjaźń i braterstwo. Polecam, bo to moje 8/10 :)

Pozdrawiam
ZaBOOKowana


1 komentarz:

  1. Książka niezwykle piękna. Skłania do rozmyśleń. Przypomina dawne czasy. ;)

    booksureourworld.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń