sobota, 26 marca 2016

Wielkanocne życzenia :)








Wielkie to szczęście
nie wiedzieć dokładnie
na jakim świecie się żyje. Trzeba by było
istnieć bardzo długo, 
stanowczo dłużej 
niż istnieje on. 

Choćby dla porównania 
poznać inne światy. 

Unieść się ponad ciało 
które niczego tak dobrze nie umie, 
jak ograniczać 
i stwarzać trudności. 

Dla dobra badań, 
jasności obrazu 
i ostatecznych wniosków 
wzbić się ponad czas, 
w którym to wszystko pędzi i wiruje. 

Z tej perspektywy 
żegnajcie na zawsze 
szczegóły i epizody. 

Liczenie dni tygodnia, 
musiałoby się wydać 
czynnością bez sensu, 

wrzucenie listu do skrzynki 
wybrykiem głupiej młodości 

napis "Nie deptać trawy" 
napisem szalonym.

Wisława Szymborska


 Czas biegnie i już marzec się kończy wraz z Wielkim Tygodniem. Jak powiedziała koleżanka w pracy " ... wszystko w tym tygodniu jest wielkie!..." i miała racje (choć kontekst się zmienił). Wielkie słowa, wielkie myśli, może nawet książki które poruszą strunę w czyimś wnętrzu.

Chciałabym Wam życzyć byście poczuli tę wielkość w sobie bardziej w kontekście mentalnym niż religijnym. Wszystko dookoła budzi się do życia, wiec życzę wam byście i Wy obudzili się na nowe możliwości, nowe rozwiązania, wkroczyli na nowe i nieznane drogi. Życzę, byście obudzili w sobie ciekawość i odwagę dziecka aby badać, poznawać i przemierzać. Niech te święta będą czasem, w którym odpoczniecie od ciągłego pędu, odetchniecie głęboko i zobaczycie, że najważniejsze rzeczy gdzieś nam umykają. Życzę Wam byście spędzili te parę wolnych dni na rzeczach, które kochacie i uwielbiacie. Czy to sięgając po książkę, czy śpiąc do południa, czy spacerując po lesie. A sałatki? sałatki sie same nie zrobią, ale czy nie lepiej zamiast krojenia  ostatkiem sił, wyciągnąć jogurt z lodówki? A może zamiast 8 misek wystarczą tylko dwie? ;)

Wesołych świąt :)

ZaBOOKowana

sobota, 19 marca 2016

Wszystko ma swoją cenę...

Ostatnimi czasy staram się wszystko dopiąć na ostatni guzik. Przygotowania do ślubu koleżanki, kumulację dyżurów w pracy, sprawy zaległe, zajęcia szkolne i wizyty. Staram się wyłuskać trochę czasu dla siebie między codzienną nauką, czy fitnessem, ale łatwo nie jest.  Gdzieś w locie nabyłam parę nowych pozycji do mojej kolekcji książek, a dokładnie dwie pozycje Harper Lee, Kleinbaum- Stowarzyszenie Umarłych Poetów i D. Tartt - Mały przyjaciel.  Sterta parapetowa rośnie, a czasu do czytania coraz mniej. Ale dosyć przechwałek :)

Ostatnio, głównie w pracy udaje mi się chwycić za książkę. Właśnie skończyłam 7 tom serii Czarnych Kamieni, ale nie opowiem Wam o nim, bo historia się jeszcze nie skończyła, a ja nie lubię oceniać nie znając całości :). Przecież zakończenie powinno nadawać smak całej historii. Dlatego też nie potrafię zrozumieć mojej mamy, która zanim zacznie czytać jakąś książkę, zapoznaje się z jej 3 ostatnimi stronami. Rozumiem, że każdy ma jakiś nawyk czytelniczy. Jedni czytają kilka książek na raz, inni czytają trochę ze środka, a jeszcze inni lubią znać zakończenie zanim zabiorą się za początek. Ja jestem z tych co czytają od deski do deski, od początku do końca, tak grzecznie jak tylko się da. heh... no dobra z tą grzecznością to różnie bywa ;).

Tak jak pisałam wyżej, zakończenie  dla mnie to wisienka na torcie, to coś co nadaje kształt całej historii. Zakończenia powinny wzbudzać duże emocje. Pamiętam jak czytając 3 tom Harrego Pottera po śmierci Syriusza rzuciłam książką i stwierdziłam, że to nie fair! No, ale jak to?! Tak nie mogło być! Później z nadzieją w sercu, że uda się Harremu skontaktować z Syriuszem za pomocą lusterka czytałam z zapałem dalej. To było świetne uczucie. I choć całą serię oceniam jako dość dobrą, a zakończenie 7 tomu to dla mnie jedno wielkie rozczarowanie, to właśnie emocje z 3 tomu sprawiły, że Harry wbił się w moją pamięć. Podobne uczucia miałam czytając Trylogię Czarnego Maga: wielkie niedowierzanie i żal.

Może to trochę masochistyczne, że czerpię przyjemność z książek prowadzących do płaczu, gniewu, smutku czy żalu. Czuję wtedy że książka znaczyła dla mnie dużo, że wczułam się w los bohaterów, związałam z nimi emocjonalnie i przeżywałam ich własne przygody. Negatywne emocje oddziaływają silniej niż pozytywne, dlatego happyendy nie mają dla mnie tak dużej wartości. Chyba, że są to happyendy, za które bohaterowie musieli dużo zapłacić.  Lubie autorów, którzy nie boją się krzywdzić własnych postaci. To jest część życia, a w życiu wszystko ma swoją cenę...

Życzę wszystkim by książki, z którymi spędzacie weekend były tak wstrząsające ;)

Pozdrawiam
ZaBOOKowana :)



niedziela, 13 marca 2016

Zgroza w Dunwich i inne prze­ra­ża­jące opo­wie­ści- H. P. Lovecraft



Na początek pozwolę sobie zacytować Macieja Płaza:

"Jeśli ist­niała rzecz, któ­rej Love­craft nie pomie­ściłby w swo­jej otchłan­nej wyobraźni, był nią zapewne pośmiertny los jego wła­snej twór­czo­ści. Nie­wielu pisa­rzy rów­nie sumien­nie zapra­co­wało sobie na obo­jęt­ność świata – choć nie­wielu też zdo­łało zaskar­bić sobie bez­in­te­re­sowną przy­jaźń kole­gów po pió­rze, któ­rzy potem uchro­nili ich doro­bek przed zapo­mnie­niem. Przez całe nie­dłu­gie życie Love­craft upra­wiał lite­ra­turę ze stra­ceń­czą non­sza­lan­cją: publi­ko­wał w szma­tła­wych pisem­kach, tra­cił mnó­stwo czasu na popra­wia­nie cudzych utwo­rów, kilku świet­nych tek­stów nie pró­bo­wał ogło­sić dru­kiem, bo uznał je za poro­nione."
 
Przyznam szczerze, że lepiej nie umiałabym tego nazwać. Na Zgrozę w Dunwich nastawiałam się od dłuższego czasu. Bardzo chciałam poznać twórczość najwybitniejszego pisarza weird fiction jakiego nosił świat. Skrupulatnie zapoznałam się z jego ciekawą i dość tajemniczą biografią i przebierając niecierpliwie  nóżkami czekałam, aż wreszcie dostanę ją w swoje łapki. Oj warto było... warto...

Zgroza w Dunwich jest jednym z najlepszych zbiorów opowiadań Lovecrafta, ale w nowym, odświeżonym tłumaczeniu. W każdym akapicie widać ile pracy włożył tłumacz, by jak najwierniej odzwierciedlić język i sposób narracji autora. M. Płaza wgłębił się w biografię, historię i stylistykę, a na końcu upichcił z tego wspaniałą antologię wybitnych dzieł Lovcrafta. Co za tym idzie, polscy czytelnicy dostali na talerzu parujący, dopracowany do najmniejszych szczegółów, smakowity przekład godny mistrza. Z mojej strony ogromny ukłon w stronę Macieja Płazy i wszystkich, którzy z Nim pracowali.

Czas teraz na subiektywną ocenę. Małymi kroczkami, opowiadanie po opowiadaniu delektowałam się Zgrozą przez dłuższy czas, przeplatając je z inną książką. Świadomie rozsmakowywałam się w niepokoju i ciarkach przebiegających po plecach. Opowiadania towarzyszyły mi później całymi tygodniami, zwłaszcza podczas wieczornych spacerów z psem. Czasem umysł płatał mi figle i widziałam kątem oka więcej niż było, czasem towarzyszyło tylko uczucie niepokoju czy wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Brrr... do dziś pamiętam to uczucie czyjejś obecności po skończeniu Przypadku Dextera Charlsa Warda (swoją drogą najlepsze opowiadanie jakie czytałam!). Może i trochę to zabawne, ale podczas czytania Lovecrafta czytelnik zaczyna wierzyć, że coś kryje się w mroku. I nie koniecznie to COŚ jest przyjaźnie nastawione. Chwilami miałam wrażenie, że albo autor jest genialny albo widział te wszystkie wymiary na własne oczy, a realizm i pewność z jaką opowiadane są te historie skłania jednak do drugiego wniosku. Wiem, wiem... Z biegiem czasu widzę szaleństwo tej teorii, ale gdy czyta się Lovecrafta wiele rzeczy przestaje być takie oczywiste. Trochę jakby się traciło stabilny grunt pod nogami. A tego właśnie oczekiwałam po Zgrozie i dostałam, nawet z nawiązką :). Chciałam poznać smak grozy i skończyło się na nocnych spacerach z psem, latarką w kieszeni i duszą na ramieniu. :)

Myślę, że dla wszystkich chętnych by zaznajomić z wątpliwościami, chcących posmakować klasyki grozy to jest to książka od której powinni zacząć. Przeplatałam ją z równie ciekawą pozycją Koszmary i Fantazje, listy i eseje H.P. Lovecraft co też polecam. Pozwala to dostrzec poglądy, myśli i samą postać autora, która odznacza się w samych opowiadaniach. I dla samego klimatu tez warto :)

Polecam z łapką na sercu:) ZaBOOKowana

"Ludzie o szer­szym in­te­lek­cie wiedzą że nie ma os­trej gra­nicy między tym co real­ne i nierealne... "- H.P.Lovecraft

wtorek, 1 marca 2016

Czary Góralskie- U. Janicka-Krzywda i K. Ceklarz



 Hmm... A co jeśli magia istnieje? A jeśli nasze prababki, wioskowe szeptuchy, znachorki czy czarownice naprawdę potrafiły zaklinały pogodę czy odpędzać złe duchy? Może w tej ciemnej, zadymionej chacie, pełnej aromatycznych ziół suszących się ogniem, przekazywano sobie ustnie nie tylko tradycję...

 Dla mnie nie istnieje bardziej magiczne miejsce niż Tatry. Parę lat temu, dziwnym zbiegiem okoliczności znalazłam się sam na sam z górami i pokochałam je całą sobą. Od tamtej pory co roku, latem wracam do Zakopanego by pooddychać pełną piersią i poczuć się wreszcie jak w domu. Uwielbiam te piesze wędrówki, ale moja miłość do gór nie kończy się na łazikowaniu, oglądaniu czy zdobywaniu. Chcę poznać  kulturę, historię, wniknąć w "podhalańskość" dogłębnie. Zawsze gdy wracam, przywożę ze sobą sporo oscypków, bundzu, alkoholi regionalnych i książki. Tak właśnie książki, pieczołowicie wybierane w małych księgarenkach. Słodki ciężar, który wiozę przez 3/4 Polski, by gdy przychodzi zima zaszyć się pod kocem i dowiedzieć się więcej i więcej. Bardziej zrozumieć, poczuć wewnątrz ten klimat gór, odkryć w sobie tę przestrzeń.

 Takim sposobem zagościły u mnie Czary Góralskie. Tak przy Biegnącej z wilkami, to legendy i wierzenia skłoniły mnie do zakupu. W styczniu zasiadłam i z niecierpliwością poznawałam nowy bardziej magiczny świat Podhala, jakiego wcześniej nie znałam. W podhalańskiej kulturze ludowej magia pełniła kiedyś ważną funkcję produkcyjną, ochronną i niszczycielską. Tu w formie leksykonu,  w czytelny sposób autorki przedstawiają poszczególne zagadnienia, do których łatwo będzie w przyszłości wracać. Materiały zawarte w tym zbiorze pochodzą nie tylko z innych naukowych publikacji, ale też z wywiadów terenowych, a te uważam są najcenniejszym źródłem tego typu informacji :)

 Jeśli chcecie zagłębić się w temat wierzeń. Dowiedzieć się, dlaczego podczas burzy przed chałupę wykłada się łopatę do chleba lub co oznaczało pojawienie się kruka. Jak się ustrzec przed niedźwiedziem na hali lub co mówią pszczoły? Dlaczego zakopywano pod progiem stodoły kłódkę lub po czym poznać podpalacza? I oczywiście co może zrobić panna by oczarować młodzieńca lub spędzić niechcianą ciążę. Czego koniecznie trzeba była dopilnować podczas wesela by uchronić pannę młodą i zapewnić płodność, a  podczas chrzcin by nie sprowadzić na dziecko złego. Bardzo ciekawe sposoby zaklinania by sąsiadowi się źle wiodło oraz odczyniania uroków. (Ha Ha! strzeżcie się  uciążliwi sąsiedzi! Już wiem jak na was zesłać boloki! ;p) Książka w sam raz dla osób chcących pogłębić wiedzę, miłośników (takich jak ja), przewodników i wszystkich, którzy lubią snuć opowieści przy ognisku :)

Pozdrawiam ZaBOOKowana

PS. Pamiętajcie, że guzik noszony przez 100 lat i 9 nocy uchodził za niezawodną broń przeciwko zbójcom i czarownikom, a taki nabity do strzelby, zawsze trafiał do celu. ;)