niedziela, 31 grudnia 2017

Życzenia :)



Hej hej! Moi drodzy!
Na Nowy Rok życzę samych wspaniałości, czyli: odwzajemnionej miłości, domu pełnego gości, ukochanych swoich bliskości i mnóstwo na co dzień czułości! Dodatkowo życzę spełnienia marzeń i wielu sukcesów, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym.
Niech się szczęści, niech się darzy! Do siego roku!

Zaczytanego 2018 roku! ZaBOOKowana :)

niedziela, 24 grudnia 2017

Wesołych Świąt!


Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym Wam życzyć :)
- więcej pieniędzy, żebyście mogli kupić te wszystkie pozycje, których pragniecie,
- czasu, żeby móc je przeczytać,
- aby księgarnie częściej rozpieszczały Was obniżkami i wyprzedażami,
- aby było więcej książkowych premier,
- aby wychodziły kolejne tomy serii i były jeszcze lepsze niż poprzednie,
- aby w magiczny sposób przybyło nam miejsca na półkach,
- aby biblioteki, które odwiedzacie, były lepiej wyposażone,
- abyście mieli okazję obejrzeć tylko dobre ekranizacje naszych ulubionych powieści,
- abyście trafili do wielu magicznych miejsc i maleńkich kameralnych księgarenek,
- aby w magiczny sposób przybyło nam miejsca na półkach (ponownie), ;)
- Targów Książki w każdym mieście,
- a przede wszystkim weny na czytanie.

A w same Święta dużo spokoju, radości, zrozumienia i bliskości. Niech ten wyjątkowy czas w gronie rodzinnym zaowocuje pięknymi i wesołymi wspomnieniami :)

Życzy ZaBOOKowana :)

W Drodze do Domu. Opowieści Wigilijne z Norwegii.- L. Henriksen


Chcąc się odpowiednio nastroić przed nadciągającymi świętami wyrwałam się do biblioteki, bo gdzie jak nie tam, będę mogła szperać, szukać i wreszcie znaleźć książkę o odpowiednim klimacie. W tym roku padło na W Drodze do Domu. Czy się spisała? ;)

W Drodze do Domu składa się z wielu drobnych niebanalnych historii. Chwilami radują, niekiedy smucą, ale przede wszystkim pokazują, ze Boże Narodzenie to wyjątkowy czas. Czas zmiany, czas walki o siebie, czas samotności, która boli bardziej oraz czas wybaczenia. To wszystko ubrane w krótkie historyjki rozgrywające się w małym norweskim miasteczku.

Już od pierwszych stron poczułam się trochę jak w Ebenezer Scrooge w Opowieści Wigilijnej. Przeniesiona w przeszłość i teraźniejszość, jak duch, zaglądałam przez okna do domów, obserwowałam zza płotu ludzi, ich losy, decyzje, wybory i pozwoliłam emocjom przenikać się. Patrzyłam na życie tych bohaterów zza kulis, widziałam emocje w ich czystej postaci, słyszałam słowa i myśli, które jesteśmy w stanie powiedzieć tylko w samotności, których często wstydzimy się nawet wobec samych siebie. Czasem czułam się jakbym podsłuchiwała bohaterów, wkraczała bezczelnie do ich strefy intymnej, doświadczała rzeczy przeznaczonych tylko dla bliskich. Jednak za chwilę już byłam gdzieś indziej, patrząc na inną historię i innych bohaterów. Mimo małych i dużych tragedii życie toczyło się dalej i dalej, wystarczyło zrobić krok.

Chwytając za W Drodze do Domu spodziewałam się lekkich i pozytywnych opowiastek, a otrzymałam historie pełne strat, tęsknot, samotności, wewnętrznych rozterek. Jednak nie były one przytłaczające czy dołujące, a raczej zastanawiające. Często nagle się zaczynały lub ucinały niespodziewanie. Mimo to nie przeszkadzała mi taka forma, zwłaszcza, że wyczułam w niej lekkość.

Jest jednak jeden minusik, który sprawił, że W Drodze do Domu straciło w moich oczach. Otóż fabuła nieznacznie tylko zmienia swój poziom napięcia. Bombardowana od początku emocjami, powoli popadałam w swoistą znieczulicę i odbierałam historie historie słabiej niż powinnam. Już tak nie poruszały, nie wzruszały, nie wstrząsały, nie zastanawiały choć nadal nie traciły na treści.

Podsumowując. W Drodze do Domu  to ciekawa kompozycja poruszających opowieści wigilijnych. Nie słodko-cukierkowych lecz bardzo życiowych i prawdziwych, takich które rozgrywają się w głębi. Opowieści przypominających, że dla niektórych święta Bożego Narodzenia są najtrudniejszy do przetrwania w całym roku, zmusza do refleksji i uświadomienia sobie swojego miejsca w życiu. Czas wielkich działań, decyzji i gestów. Czas cudów, które rozpoczynają się od zmian w człowieku. Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie poczuli klimatu świąt, którzy maja ochotę na chwilę się zatrzymać w tym szale świątecznym. Daję 7/10. Polecam!

Spokojnej nocy :)
ZaBOOKowana

sobota, 23 grudnia 2017

Raz, Dwa, Trzy, Piaskowy Wilk- A. Lind, K.Digman


Pewnego wieczoru podczas świątecznej gorączki trwającej w najlepsze, wpadłam z rozpędu do pewnego magicznego miejsca. W bramie, tuż przy głównej ulicy mieści się maleńka i niezwykle urocza księgarenka dla dzieci (i nie tylko). Mam na myśli bydgoską Skrzynkę na Bajki. Jest to ciepłe, maleńkie miejsce, zawalone książkami od podłogi po sam sufit i to niezwykłymi książkami. Znajdziemy tam mądre, pouczające bajki, baśnie ze wszystkich stron świata, przepiękne opowiastki oraz sporo literatury górskiej, biografii czy pamiętników, a za sklepowa kasą spotkamy osoby, które znają się na rzeczy. Zakochałam się w tym miejscu! Drewniane półki, skrzynki zamiast stolików, biegające dzieci i to uderzające zewsząd ciepło i uśmiech! Jakbym nagle znalazła się w jakiejś zaczarowanej krainie pełnej roześmianych elfów. Pomału i ze skupieniem wybrałam parę książek, zostałam odkarmiona bakaliami, naśmiałam się, chwilę pogawędziłam z właścicielem i zanim się spostrzegłam wychodziłam z ciężką torbą, lżejszym portfelem i ogromna ilością dobrej energii w sobie. Tak oto przywędrował do mojego domu Piaskowy Wilk i dziś Wam  nim właśnie opowiem :)


Raz, Dwa, Trzy, Piaskowy Wilk to zbiór 45 niezwykle mądrych opowiadań, które pokochają tak samo dzieci jak i dorośli. Jest to wydanie zbiorcze zawierające wszystkie, dotąd wydane, przygody Karusi i Piaskowego Wilka. Każde opowiadanie porusza z dziecięcego punktu widzenia jakiś problem. Czym jest praca? Dlaczego tata woli czytać gazetę zamiast bawić się ze mną? Jak wielki jest Wszechświat? A nawet, czym są kwarki? :) Wszystko ubrane w lekkie, pouczające historyjki, które dla mnie (starej buby ;) ) były niezwykle interesujące.

 Raz, Dwa, Trzy, Piaskowy Wilk urzekł mnie swą prostotą. Od samego początku wiedziałam w czyje ręce powędruje. Wiedziałam również (i tu muszę się przyznać, że staram się tak nie robić, ale...) musiałam przeczytać go pierwsza ;). Już od pierwszych stron mój umysł pełen chaosu i gorączki świątecznej, powoli zaczął się wyciszać i zwalniać. Piaskowy Wilk urzekł mnie całkowicie swą cierpliwością, wyrozumiałością, wiedzą i sposobem jej przekazywania, czy to w formie zabawy, czy rozmowy. W tle szumiące morze, pod palcami piasek, obok błyszczący i puchaty przyjaciel, a na skórze delikatny powiew wiatru. Wszystko w idealnej kompozycji, sprawiające, że te krótkie przygody Karusi i Piaskowego Wilka były jednocześnie zajmujące i niezwykle relaksujące.

Całkowicie urzeczona tą drobną książeczką pod względem wizualnym, ale przede wszystkim fabularnym, z wielka radością pragnę Wam polecić Raz, Dwa, Trzy, Piaskowy Wilk. Jeśli myślicie jeszcze nad podarkiem dla dzieci, siostrzeńców, bratanków czy innej gawiedzi? Nie zastanawiajcie się, jest to prezent idealny. Choć nie mam własnych dzieci, to kusi mnie by kupić egzemplarz dla siebie ;). Piaskowy Wilk umiejętnie obudził we mnie dziecięcą radość ;) Daję 10/10 i ogromnie, ogromnie polecam :) 

Miłego dnia
ZaBOOKowana

PS. Wszystkich z samej Bydgoszczy, okolic czy nawet będących tylko przejazdem zapraszam do odwiedzenia tej urokliwej księgarenki: "Skrzynka na bajki" przy ulicy Gdańskiej 22 w bramie. Mam nadzieję, że zakochacie się w tym miejscu jak ja i pomożecie mu istnieć :)

http://skrzynkanabajki.pl/

wtorek, 19 grudnia 2017

Most do Terabithii- K. Paterson


"Lepiej urodzić się bez ręki niż iść przez życie, nie będąc odważnym."
~Katherine Paterson, "Most do Terabithii"


Gdy tylko zobaczyłam tę książkę w facebookowej wyprzedaży wiedziałam, że muszę ją mieć. W młodości oczarowała mnie jej ekranizacja. Ta fabuła i bajeczne efekty specjalne (jak na 2007 rok) sprawiały, że nie mogłam się oderwać od telewizora. Dlaczego więc nie sięgnąć po pierwowzór?:)

Most do Terabithii opowiada o wyjątkowej przyjaźni silniejszej niż strach. Przyjaźni otwierającej serca i umysły. Głównym bohaterem jest Jess- 10-letni, nieśmiały, nieufny i wycofany chłopiec z wielkim talentem artystycznym. Pewnego dnia poznaje otwartą, zabawną i energiczną Leslie, a wraz z nią nowy nieznany świat wyobraźni. Razem odkrywają magiczną krainę, do której dostać się mogą tylko najwięksi śmiałkowie, przelatując na linie przewieszonej przez gałąź. Brzmi jak szablonowa historia jakich wiele, ale mogę Was zapewnić, że Was zaskoczy. :)

Oczarowana ekranizacją niecierpliwie zabrałam się za czytanie książki. Przyznam, że w sercu tliła mi się mała obawa wielkiego rozczarowania. Bałam się, że ten zachwyt Terabithią, który pielęgnuję w sobie od wielu lat zgaśnie po nagłym zderzeniu z rzeczywistością, ale niesłusznie. Nawet po tylu latach opowieść ta nadal czaruje i porywa tak jak dawniej. Uwielbiałam słuchać opowieści Leslie, chłonąć jej energię i dobry nastrój, aż chciało się z nią zaprzyjaźnić! Nie dziwię się, że Jess pod jej wpływem tak bardzo się zmienił, a ja z ogromną przyjemnością obserwowałam te zmiany. Początkowo wycofany i wyizolowany, stawiający się w roli obserwatora chłopiec, otwiera się, przestaje się bać, a co najważniejsze zaczyna się śmiać i marzyć. Jego wyobraźnia rozwija się i dzięki niej wreszcie zaczyna spełniać się i malować. Razem z Leslie tworzą wspaniały tandem, wzajemnie się uzupełniając. Cudownie było wraz z nimi wkraczać do Terabithii, staczać walki, budować pałac, marzyć. Moja wyobraźnia podsuwała mi piękne, barwne obrazy i chwilami przestawałam czytać by móc się im dokładniej przyjrzeć. Ogromnym atutem książki jest to, że pod tą powłoką sielskości kryje się drugie dno. Niesie ze sobą pewnego rodzaju uniwersalną mądrość i skłania do zatrzymania i zastanowienia się (nie będę wdawać się w szczegóły by zbytnio nie spoilerować osobom, które nie znają ekranizacji :) ).

Most do Terabithii choć niepozorny i szczupły zawiera w sobie ogromne treści, a co najważniejsze jest ponadczasowy. Wywołuje tak samo wielkie emocje jak wtedy gdy byłam dużo młodsza. Nadaje się zarówno dla dzieci jak i dorosłych, dla fanów filmu i tych, którzy zetkną się z tą opowieścią po raz pierwszy. Szkoda tylko że tak szybko się kończy ;) . Myślę, że ta książka zostanie ze mną na długo i co jakiś czas będę do niej wracać. Bardzo polecam i daję mocne 9/10 .


Miłego wieczorku
ZaBOOKowana ;)


wtorek, 12 grudnia 2017

Ziemiomorze- U. Le Guin


Ziemiomorze  jest kolejną pozycją z tegorocznego wyzwania książkowego. Podczas bardzo intensywnego listopada, w przerwach między wyjazdami, wizytami u weterynarza, rozwiązywaniem testów i pracą, pozwalałam sobie odpoczywać w tym niezwykłym świecie. Czy to był dobry wybór?

Ziemiomorze  to jeden z najznakomitszych cykli literatury fantasy, porównywany z dziełami J.R.R. Tolkiena czy C.S. Lewisa. Opisuje dojrzały, kompletny, malowniczy świat pełen wysp, smoków i tajemnic. Świat postawiony na solidnie przemyślanych fundamentach, w którym łatwo się zatracić i stać się jego częścią. Spotykamy tam pełnowartościowe, dynamiczne postaci, które nie boją się przewartościowywać i mają otwarte umysły. Głównym bohaterem jest Ged, najpierw chłopiec posiadający talent magiczny, później potężny czarnoksiężnik biorący na swe barki utrzymanie równowagi świata. Poznajemy również niezwykłą, inteligentną Tenar, oddanego Lebannena, nieśmiałą Tehanu i wielu innych bohaterów.

Ziemiomorze już z wyglądu zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Spora, gruba książka, pięknie oprawiona i solidnie zszyta. Trochę ciężka, ale za to cała historia Ziemiomorza zebrana w jeden tom. Czego chcieć więcej? Chyba tylko czasu i spokojnego kąta ;). Już od pierwszych zdań poczułam tę specyficzną, otaczającą czytelnika magię, jaką potrafi stworzyć tylko wybitny autor. Poczułam się dokładnie tak jak parę lat temu, gdy stawiałam pierwsze kroki w Śródziemiu. Od początku do końca czułam, że stąpam po mocnym, solidnym gruncie krainy, w każdym calu dopracowanej i dopieszczonej. Mogłam spokojnie, palcem po mapie, śledzić trasy statków, położenie wysp i pokonywane odległości, a to uwielbiam. Ogromnym plusem dla mnie są także bohaterowie i ich metamorfozy. Ged z początku dumny, ambitny młodzian, stopniowo uczy się pokory i przeistacza się w mędrca. Tenar ograniczona religią i obrzędami, z czasem otwiera swój umysł i pragnie poznać normalne życie. Lebannen z wątpiącego młodego mężczyzny staje się oddanym, silnym władcą. Takich przykładów jest dużo, dużo, więcej. Jednak muszę napomknąć, że gdy jedni bohaterowie stają się dobrzy, inni doznają degradacji moralnej, kierowani najprostszymi, ludzkimi pobudkami: zazdrością, gniewem, zemstą czy pychą. Uwielbiałam obserwować te metamorfozy, przemiany, dylematy, śledzić dyskusje i uczestniczyć w debatach. Podobał mi się również brak brutalności, krwawych jatek czy soczystych epitetów. Zazwyczaj mi to nie przeszkadza, a czasem wręcz nadaje pewnego rodzaju pazura opowieści. Jednak Ziemiomorze nie potrzebowało "podrasowania". Spisane łagodnym językiem zachowało swoją dojrzałość, co dla mnie było dowodem wspaniałego kunsztu autorki. Sama fabuła idealnie wyważona, w pewnych miejscach płynęła wolniej lecz nie monotonnie, by w innych przyspieszyć i zbudować napięcie.  To zbalansowanie sprawiało, że z niebywałą łatwością przychodziło mi przechodzenie z jednej opowieści do kolejnej, a w rezultacie książka stworzyła jedną spójną całość, od której nie sposób było się oderwać. Zakończenie łagodnie przygotowało mnie i wyprowadziło z fabuły, pozostawiając lekką tęsknotę zamiast gigantycznego kaca książkowego.

Myślę, że Ziemiomorze śmiało mogę zaliczyć do kanonu najlepszych dzieł fantastycznych jakie kiedykolwiek powstały. Nie rozczaruje się nią ani wytrawny czytelnik, ani nowicjusz. Skierowana jest zarówno dla dorosłych jak i młodych. Ja jestem zachwycona i szczerze polecam każdemu kto jeszcze nie miał okazji zapoznać się z warsztatem wybitnej Ursuli LeGuin, a tak pięknie wydana wręcz prosi by stać się prezentem gwiazdkowym. Dla mnie 10/10 i mogę obiecać, że wrócę do Ziemiomorza nie raz :)

Miłego wieczorku
ZaBOOKowana :)