środa, 4 lipca 2018

Cykl: Kwiat Paproci- K. B. Miszczuk


"Kto wie, może tak naprawdę nie jest zboczeńcem, tylko miłością mojego życia? Na wszelki wypadek lepiej go do siebie nie zrażać." 

~Katarzyna Berenika Miszczuk, "Szeptucha"

Piękna czerwcowa pogoda potrafi rozleniwić, więc i ja nabrałam chęci na coś lekkiego, niewymagającego i przyjemnego. Sami wiecie, że w takich chwilach najlepiej wybrać się do biblioteki, a tam wśród stert audiobooków wyszperałam 4 części cyklu Kwiat Paproci Katarzyny Bereniki Miszczuk. Czemu nie przekonać się na własnej skórze, czy jest aż taki dobry jak mówią? ;)

Cykl Kwiat Paproci  przenosi czytelnika do współczesnej Polski, ale nie takiej jaką znamy. Słowiańska mitologia jest wciąż żywa, codzienność przeplatają dawne obrzędy takie jak Rusałczy Tydzień czy Noc Kupały, a wszystko za sprawą Mieszka I, dawnego władcy Polan, który nie przyjął chrztu. Główna bohaterka, Gosława Brzózka, musi odbyć obowiązkową praktykę u wiejskiej znachorki, by stać się pełnoprawnym lekarzem. Problem polega na tym, że Gosia jest kobietą nowoczesną, przyzwyczajoną do życia w mieście i nie cierpi wsi, przyrody oraz panicznie boi się kleszczy. W dodatku nie wierzy w te wszystkie słowiańskie zabobony, demony i bogów. Przyszłość pokaże jak bardzo dziewczyna będzie musiała zweryfikować swój tok myślenia. 

Już zanim zaczęłam słuchać Szeptuchy wiedziałam, że książka ma mocno rozwinięty wątek miłosny. Mimo to skuszona genialnym tematem współczesnej, żywej słowiańszczyzny, postanowiłam przymknąć trochę oko na ten romansik i cieszyć się lekką, nietuzinkową opowieścią. Po wysłuchaniu około połowy pierwszego audiobooka porzuciłam wszelkie nadzieje i oczekiwania, bo nawet przymknięcie obu oczu i zatkanie uszu nie stłumiłoby westchnień bohaterki do:"pięknych, zimnych oczu", "niesamowicie zbudowanej klatki", "jędrnych pośladków" czy "męskiego głosu" i tym podobnych przymiotów Mieszka. Jestem twarda i chciałam chociaż dokończyć 1 tom, ale ręce mi opadły, gdy oberwałam takimi kwiatkami jak zawarte w jednym zdaniu kucanie mężczyzny za krzakiem, by po chwili wstał kolan lub zgaszenie światła w sypialni przez bohaterkę, padnięcie na łóżko i zaśnięcie "nawet nie gasząc światła". To tylko kilka nieścisłości, które najbardziej zapadły mi w pamięć, ale jest ich masa! Z początku irytowały mnie strasznie. Gdzie jest korekta i edycja?! Jak można wypuścić takie bzdury? Później opuściłam gardę, poddałam się i wrzuciłam na pełen luz, by z czasem traktować te kwiatki jak źródło rozrywki. Już nawet nie drażniły mnie przejęte krzyki Gosławy "O bogowie! Na bogów!", a jak wiadomo, zażartej ateistki. Przejdę może do samych postaci. Odniosłam wrażenie, że byli płascy, nijacy, mdli i bardzo szablonowi. Mieszko- przystojny, odważny, silny i waleczny. Gosia- infantylna (przez co nieznośnie irytująca), wiecznie przestraszona, drobiazgowa, pakująca się w kłopoty. Baba Jaga- mądra, matkująca, opiekuńcza. Bogowie- silni, aroganccy, małomówni i władczy. Czy to nie brzmi znajomo? W sumie to żadna z postaci nie ewoluowała w trakcie przebiegu akcji. Gośka tak jak na początku była, tak pozostała nieporadną dziewczyną z miasta, a Mieszko nadal trzymał pozę psa obronnego z umięśnioną klatą. To wszystko sprawiało, że zamiast lekkiej, zabawnej fantastyki zaprawionej wątkiem miłosnym, dostałam tanie romansidło, które ktoś usadowił w nietypowym świecie. Ten genialny pomysł współczesnej słowiańskiej Polski został, kolokwialnie mówiąc, spierniczony i powiem szczerze, że zła jestem na autorkę. Czytałam inne jej powieści i wiem, że stać ją na więcej. Tu autorka mając solidne podstawy stworzyła średniawą literaturę, a od połowy 2 tomu wyraźnie czułam, że dała się ponieść presji czasu i kolejne tomy skleciła naprędce pod jedną modłę. Jedyne co ratuje, moim zdaniem, ten koszmarek to humor sytuacyjny czy gagi, wręcz sitcomowe nadające mu lekkości i lekkostrawności oraz wspaniała lektorka - Anna Szawiel, która wspaniale wczuła się w rytm powieści i doskonale oddała głosem wszelkie zawiłości fabuły. Brawo! 

Cykl Kwiat Paproci należy włożyć pomiędzy tanie romansidła, zamknąć na klucz i zapomnieć. Mimo iż przesłuchałam wszystkie 4 tomy to nie odkryłam w nim czaru słowiańskości, magii zielarskiej czy nawet nie poczułam się jak poganka. Wszystko skrzętnie stłumił pokręcony, wzdychająco-ochajacy romans, od którego chwilami zaczynało mnie mdlić. Ze swojej strony daję 3/10 i przykro mi to pisać, ale nie polecam :(

Słonecznego dzionka
ZaBOOKowana

5 komentarzy:

  1. A słyszałam o tej powieści tyle pozytywnych i entuzjastycznych opinii :( Mimo wszystko jestem zaciekawiona tą tematyką i chyba spróbuję z pierwszym tomem, zobaczę jak mi się spodoba.
    Justyna z http://livingbooksx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tą serię na półce i chyba w końcu będę musiała po nią sięgnąć, bo słyszałam o niej dużo skrajnych opinii.

    Zostawiam obserwację;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam o nie dużo skrajnie różnych opinii. W takim wypadku nie pozostało mi nic innego jak tylko po nią sięgnąć i samej się przekonać czy mi się spodoba.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja kiedyś próbowałam zabrać się za Szeptuchę, ale mi się to niestety nie udało, po prostu nie jestem w stanie się do tej ksiązki przekonać :(

    http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/07/jutro-nalezy-do-kotow-bernard-werber.html

    OdpowiedzUsuń