piątek, 31 marca 2017

Straż! Straż!- T. Pratchett



Jak wszyscy wiemy sir Terrego Pratchetta albo się kocha albo nienawidzi. Nie można zostać wobec jego twórczości obojętnym. Ja należę do jego fanów, choć nie największych. Opowieści ze Świata Dysku czytam raczej na wyrywki by się nie "przejeść". No i właśnie teraz nadszedł czas, by się znów trochę "zprachettić".

Straż! Straż! opowiada jak sama nazwa mówi o straży miejskiej, która zepchnięta na margines, podcięta kosztami i sponiewierana przez rzezimieszków, leży w kącie i dogorywa. Ni z tego, ni z owego pojawia się ochotnik. Niejaki Marchewa. Nadgorliwy, oczytany w prawie młodzik, który nie do końca rozumie na czym polega bycie strażnikiem w obecnym Ankh-Morpork. Pratchett nie byłby sobą, gdyby nie wrzucił jeszcze do tego kotła tajnego stowarzyszenia, smoka i Patrycjusza, który jak zwykle ma wszystko pod ścisłą kontrolą. To wszystko wstrząśnięte i mocno zmieszane. Podane w formie konsystencji wartościowego sosu myśliwskiego, w której na każdym kroku czuć piętno Mistrza. Ujmę to w dwa słowa: Niezły bigos!

Gdy po długiej przerwie wkroczyłam do Świata Dysku, czekał on na mnie z otwartymi ramionami i... wystawioną nogą. Już od pierwszych stron grunt jakby usunął mi się spod stóp. Musiałam się szybko zorientować i wrócić do pionu, by nie dać się porwać. Przewrotność treści, nieustanne nawiązania, zwroty i upadki akcji sprawiły przyjemny zgrzyt w moim zastanym umyśle. Czułam jak zakurzone tryby ruszają do działania. Wow! I to właśnie w nim kocham najbardziej! Sprawia, że muszę być w pełnej gotowości, bo nigdy nie wiem czy fabuła nie wywinie właśnie poczwórnego piruetu z telemarkiem. Do tego wyjątkowy humor rodem z Monty Pythona bawi mnie do łez. Jest tylko jeden problem. Gdy próbuję wyjaśnić komuś dlaczego płaczę ze śmiechu, to nie mogę. Ponieważ to właśnie mnogość nawiązań, kontekstów, aluzji nadaje sytuacji humoru, a sam cytat staje się nieśmieszną namiastką.
Ta magia Pratchetta wyrwała mnie ze stagnacji, ale największego koziołka wywinął mój mózg, gdy napotkałam niewinne nawiązanie do Długiej Ziemi. Co?! Jak?! I przeczytałam ten fragment jeszcze 3 razy, bo oczom (choć mam podwójne!) uwierzyć nie mogłam. Jak można z taką niewinną beztroską połączyć tak dwa różne światy? Przecież to geniusz! Wow!


Pratchett mistrzem był... jest i będzie jeszcze długo. Każdy kto go nie poznał, powinien choć raz stawić czoła Światu Dysku, a książka Straż! Straż! się do tego idealnie nadaje. Jeśli znacie już to uniwersum, nie będziecie rozczarowani. Ja daję 9/10 i gorąco polecam wszystkim tym, którzy lubią jak ich umysł się trochę spoci i zyska więcej energii niż po red bullu ;)

Pozdrawiam ZaBOOKowana ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz