środa, 28 grudnia 2016

Trzech Panów na Włóczędze- Jerome K. Jerome


Oczarowana lekkością i humorem pierwszej części, zamówiłam Trzech Panów na Włóczędze. Przyszły święta, terminarz się lekko zluzował i znalazłam chwilę, by sięgnąć po nich i pochłonąć w jeden dzień. I co z tego wyszło?

Troje znanych nam, wyjątkowych dżentelmenów dostaje nowego ataku „świądu stóp” i decyduje się wyruszyć na kolejną włóczęgę. Tym razem zamierzają trzymać się z dala od wszelkich wodnych środków transportu i wybierają rowery. Zostało jeszcze tylko oznajmić swym żonom, cóż mężowie zamierzają i w drogę. Jak już wiemy z poprzedniej części, tu nic nie jest takie proste, na jakie wygląda. Ci niezwykli dżentelmeni nie tylko wprost uwielbiają komplikować sobie życie, to posiadają niezwykłą zdolność wpadania w kłopoty po sam cylinder. A my wraz z nimi, dzielnie przebierając nogami, raz z górki, a raz pod górkę, poznajemy Pragę i Niemcy. Nie tylko wizualnie, ale też kulturowo.

Po niebywałym sukcesie Trzech Panów w Łódce [nie licząc psa] poprzeczkę zawiesiłam bardzo wysoko. Oczekiwałam wielu anegdot, niekontrolowanych salw śmiechu, nieporadnych przygód i filozoficznych dysput o rzeczach ważnych i tych troszkę mniej. Opowieści historyczne dodatkowo nadawały smaku i spójności pierwszemu tomowi przez co, miało się wrażenie rzeczywistej podróży. Niestety kolejna wyprawa dżentelmenów nie była już tak udana. Zaczęła się nawet przyjemnie, ale szybko przerodziła się w coś zupełnie innego. Zamiast zabawnych przygód, zostałam zarzucona niespójnymi historyjkami i anegdotami, które (trochę wyrwane z kontekstu) nie bawiły, a zamiast tego wybijały mnie z rytmu i sprawiały, że nie wiedziałam gdzie jestem. Dodatkowo ewidentnie autor ma na pieńku z Niemcami, albo ich zwyczajnie nie lubi. Pozornie zabawne uwagi, przerodziły się szybko z niewinnej uszczypliwości w wytykanie narodowościowych przypadłości, a to już przestało być śmieszne, a zaczęło irytować. Stłamszony angielski humor nie miał miejsca by rozwinąć skrzydła, a samej podróży było jak na lekarstwo. Wiele rzeczy mogło mi umknąć, (piszę to z ręką na sercu) trudno było mi się skupić na fabule i śledzić ją rzetelnie. Miałam wrażenie, że jestem wrzucona do basenu pełnego luźnych myśli i nie bardzo wiem, którędy do wyjścia. Auć... trochę się zawiodłam i nie jest mi z tym dobrze. A miało być tak pięknie...
Mimo tylu minusów książkę czyta się dość szybko i z początku można się uśmiać (taki mały plusik na pocieszenie).

Nie lubię pisać negatywnych opinii. Zawsze staram się dostrzec jakieś plusy i nie skreślać dzieła. Jednak muszę być z Wami szczera, zawiodłam się i to bardzo. Tak strasznie brakowało mi lekkości i humoru, na który stać autora. Powiem wprost: Trzech Panów na Włóczędze nie dorasta do pięt poprzedniemu tomowi. Nie odważę się polecić tej części, tym razem 4,5/10.

Miłego wieczorku
ZaBOOKowana

PS. Proszę nie zrażajcie się do Trzech Panów w Łódce [nie licząc psa], to nadal jest genialna lektura ;)


2 komentarze:

  1. Też nie lubię pisać negatywnych opinii, zawsze staram się odnaleźć w książce jakieś plusy. Nie znałam tytułów, które wymieniłaś, ale bardzo chętnie się zapoznam. Szczególnie z pierwszą częścią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Jak miło :) Pierwszą część czytałam wcześniej. (recenzja jest w jednym z postów). Myślę, że przypadnie Tobie do gustu, a przynajmniej mam taką nadzieję :). Ciesze się, że mogłam polecić Tobie coś nowego. Polecam się na przyszłość i Pozdrawiam :)

      Usuń