poniedziałek, 31 lipca 2017

Ewangelia Według Lokiego- J. M. Harris



Przypadkowa wizyta w bibliotece sprawiła, że złamałam moje przyrzeczenie by nic nie wypożyczać. Pod karcącym okiem mojej ulubionej bibliotekarki buszowałam między półkami i plotkowałam o tym i owym. Dopiero, gdy moje naręcze liczyło sztuk siedem, wzrok owej panny złagodniał i zostałam wypuszczona z tego przybytku z ciężką torbą i lekkim sercem ;). Dlaczego Ewangelia według Lokiego? Bo zawsze interesowała mnie mitologia nordycka. Czemu więc nie spojrzeć na Valhallę oczami Lokiego? ;)

Któż nie zna Lokiego? Postać wypromowana przez Marvela ostatnimi czasy stała się modna i popularna. W Ewangelii według Lokiego poznajemy mitologię jego z punktu widzenia. Nie stroni on od złośliwości, a czasem przemilcza niewygodne fakty. Opowieść dość mocno uwspółcześniona językowo i luźno trzymająca się kanonu mitologii nordyckiej.

Zawsze lubiłam Lokiego. Złośliwy, sprytny, odważny i niezwykle inteligentny, był najbardziej barwną z wszystkich postaci jakie możemy spotkać w nordyckich legendach. Często ukazywany jako znienawidzony kłamca, jednak w moich oczach pełnił też rolę wybawiciela z opresji. Gdy Wanowie lub Asowie wdali się w jakąś niepewną umowę lub chcieli uniknąć konsekwencji, prosili Lokiego by załatwił sprawę. Nie raz sam wplątywał się w zawiłe z sytuacje i nie raz też narażał własne życie, ot tak dla żartu. Na co dzień pogardzany, znienawidzony, odosobniony (choć zapracował sobie na to) zaczął planować zemstę. Moja sympatia do niego nie wygasła po przeczytaniu tej książki. Był taki jak oczekiwałam że będzie: krętacz i cwaniak. W swoim dzienniku mówił dość luźno i cynicznie, a to sprawiło, że książka nabrała lekkości i "wciągnęłam" ją w dwa wieczory.

Jest jednak parę minusów, które uwierały mnie jak kamień w bucie. Po pierwsze autorka chwilami znacznie odchodzi od prawdziwej mitologii i nie mam tu na myśli ułagodzenia historii na korzyść Lokiego, lecz zmianę głównej puenty. Loki był lodowym olbrzymem, jednak tu stał się potomkiem Chaosu, Ogniem,  co znacznie zmieniało jego rolę. Można znaleźć także wiele innych odskoczni. Po drugie, jak piasek w kanapce zgrzytał mi w głowie nowoczesny język użyty w narracji. Zamiast śpiewnego tonu opowiadanych legend, dostałam dialogi na poziomie nastolatków z przystanku autobusowego. Może i to było lekkie, ale chwilami miałam wrażenie że autorka miała świetny pomysł, solidny fundament, ale zabrakło jej czasu i ukręciła na piętce resztę opowieści. To sprawiło, że zamiast lekkiej książki w ulubionym temacie dostałam średniej klasy czytadło. Auć...

Moi Drodzy, jeśli lubicie mitologię nordycką, nie czytajcie tego, bo się zdenerwujecie, a po co ;). Ewangelia według Lokiego jest przykładem jak łatwo można zepsuć dobry pomysł i zamiast intrygującej i ciekawej historii podać niedopieczony kawał czytadła, który można zakwalifikować do średniej klasy czasoumilacza. Ani to dobre, ani to złe, takie przeciętne. Daję 5/10.

Pozdrawiam
ZaBOOKowana


1 komentarz:

  1. To było takie lekkie czytadło, lekko nawiązujące do tej mitologii - przynajmniej jak dla mnie :)

    Bookeater Reality

    OdpowiedzUsuń