piątek, 19 lutego 2016

Ania z Zielonego Wzgórza- L.M.Montgomery






Dziś chciałabym napisać o serii książek, którą wszyscy znamy, a jeśli nie znamy to powinniśmy poznać. Dlaczego akurat Ania? Otóż w książkowej grupie dyskusyjnej wywiązała się niemała awantura i to nie o Basię, ale właśnie o Anię.

Temat przewodni: książki dla dojrzałej 7latki. Z ciekawością przyjrzałam się tym przepychankom słownym, argumentom i zaczęłam się zastanawiać czym też ta biedna Ania zawiniła. Wiele osób uważa, że Zielone Wzgórze nie jest właściwym miejscem, które miały by odwiedzać małe dziewczynki, że seria ta jest straszna i skierowana tylko do dorosłych (dojrzałych?) kobiet. Hmm... Dlaczego?

Ta przepiękna powieść opisująca losy 11-letniej, dojrzałej, wygadanej sierotki, która przez pomyłkę trafia pod opiekę podstarzałego rodzeństwa: surowej Maryli i nieśmiałego Mateusza. Już w drodze  na Zielone Wzgórze dziewczynka swoją paplaniną skrada serce starszego mężczyzny i zyskuje wiernego przyjaciela. Wraz z nią w domu pojawiają się przygody, wiele śmiechu i łez. Wraz z kolejnymi częściami obserwujemy dorastanie, naukę, ważne decyzje, płaczemy z nią gdy umierają bliscy i tańczymy na weselach przyjaciół. Kochamy, smucimy się i śmiejemy razem z główną bohaterką. W dalszych tomach historia staje się trochę mniej sielska, a trochę bardziej dojrzała. Poruszane są tematy wojny, śmierci, wdowieństwa... Mimo to czytelnik ma możliwość delikatnego oswojenia się z trudami życia, ponieważ przeplatane codziennym życiem tracą na sile.

Pamiętam, że gdy czytałam jak dziecko Ani zmarło krótko po narodzeniu to bardzo to przeżyłam. Rozumowałam wtedy na poziomie kary i nagrody i nie potrafiłam pojąć, dlaczego tak się stało skoro nikt nie zawinił. Pamiętam tą fale smutku i buntu, ale też czegoś na kształt zrozumienia, że tak się czasem dzieje, po prostu i spokoju. Wraz z tragedią szła nadzieja na lepsze jutro. To pozwalało nie rzucić książki w kąt tylko obetrzeć łzę i przewrócić stronę.

To właśnie wyróżnia książki L.M.Montgomery: dojrzałość i forma, która nie pozostawia czytelnika samego z trudnym problemem. Myślę, że to właśnie te cechy sprawiają, że małe kobietki tak bardzo  kochają Anię. Dzieci dotykają spraw dorosłych, mają styczność z tymi smutnymi i trudnymi aspektami życia, ale poznają je jako coś nieuniknionego z czym można sobie poradzić. Czasem mam wrażenie, że głos hejtu dla Ani wywodzi się od rodziców którzy chcą chronić swoje dzieci przed"złem tego świata". Starają się by dziecko jak najdłużej nie poznało bólu i zła, chronią je pod kloszem "bo przecież dziecko musi być niewinne", ale chyba nie o to chodzi. W XXI wieku nawet malutkie dzieci potrafią obsługiwać komputer, telewizor, wiedzą czym są stringi czy prezerwatywa, ale nadal nie potrafią zmierzyć się z podstawowymi problemami życia. 

Pytanie jest jedno: która wiedza jest im bardziej potrzebna?

I czy Ty Rodzicu będziesz potrafił porozmawiać z dzieckiem gdy przyjdzie do Ciebie z pytaniami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz