wtorek, 23 maja 2017

Zwilczona- A. Trzepota


Jakiś czas temu w gazecie natrafiłam na fragment opinii na temat Zwilczonej- A. Trzepoty. Zwykle zbywam takie wzmianki, ale tym razem moją uwagę przykuła "mazurska magia" oraz fakt, że książka nawiązuje do niesamowitej Biegnącej z Wilkami. To przesądziło i zaczęłam polowanie. Gdy tylko trafiła w moje ręce, niecierpliwie oczekiwałam chwili by się w nią zagłębić. Czy było warto?

Jaśmina, młoda mama, nauczycielka, mieszkająca w małej, malowniczo położonej, mazurskiej wiosce. Życie płynie spokojnie, właśnie zaczęły się wakacje. Wydaje się, że wszystko jest na swoim miejscu. Pewnego dnia świat staje na głowie. Odbiera telefon od zrozpaczonej przyjaciółki, która odkrywa, że jest zdradzana, a mąż łamie nogę w wypadku motocyklowym. Wkrótce sprawy komplikują się jeszcze bardziej. W tym wirze kobieta odnajduje swoją drogę dzięki świeżo rozbudzonej intuicji. Zwilczona to proza życia otoczona pachnącym zielem, trzaskiem płomieni i tajemnicą.


Przyznam, że dość długo zabierałam się do napisania tej recenzji. Podchodziłam do książki jak pies do jeża, trochę z przodu, trochę z boku i nie bardzo wiedziałam jak to ugryźć. Gdy zaczynałam czytać oczekiwałam rodzimej opowieści o przebudzeniu kobiecej intuicji, o budowaniu wewnętrznej siły i harmonii. Tego nauczyłam się czytając Biegnącą z Wilkami i tym Clarissa Pinkola Estes mnie urzekła. Dodatkowo Zwilczona kusiła mnie mazurską magią. Chciałam więc zanurzyć się w tajemnych recepturach, wierzeniach, musnąć tej magii całą sobą. Jednak moje oczekiwania całkowicie rozminęły się z tym co otrzymałam. Jestem trochę rozczarowana i zawiedziona. W moim odczuciu książka składa się z 2 równoległych opowieści. Jednej metafizycznej, magicznej i urokliwej, której oczekiwałam. Oraz drugiej, będącej zwyczajną szablonową, polska obyczajówką, która doprowadzała mnie do pasji. Obie trochę nieudolnie sklejone w jedną, lekko krzywą historię. Samej magii było "co kot napłakał", a czar mazurskich krain został skutecznie uduszony przez rozterki głównej bohaterki. Brakowało mi rozwinięcia tematu babki, tajemniczej księgi, a sam tarot został potraktowany po macoszemu. Taki potencjał, a pozostał niewykorzystany. Szukałam w tym wszystkim także Wilczycy, którą przedstawiła mi Estes, jednak zamiast zharmonizowanej, pięknej, silnej i dumnej istoty, dostałam miotające się, przestraszone zwierzę. Regularnie w mojej głowie odzywał się głos:"To nie tak! Przecież nie o to chodzi!". Miałam wrażenie, że autorka zachłysnęła się tematem i trochę ją to przerosło. Wtłaczając archetyp dzikiej kobiety w szablonowa obyczajówkę sprawiła, że całość stała się płytka i straciła na znaczeniu. Sama główna bohaterka z początku nawet przypadła mi do gustu, lubiłam obserwować ją i jej otoczenie. Jednak z czasem stała się irytująca. Jej wybory, zadurzenie w kimś kto od pierwszego zdania sprawił, że moja intuicja krzyczała "Uciekaj!", te bitwy z myślami, te emocje jak chorągiewka. No i gdzie w tym odnajdywanie siebie? Wciśnięte pomiędzy jedną ckliwą wiadomość, a kłótnię z mężem, spłaszczone do granic możliwości. Nie! Zdecydowanie to nie moja bajka.

Jedno muszę oddać. W Zwilczonej znaleźć można wiele ciekawych i mądrych fragmentów. Nauczyła mnie również do czego używać rozmarynu oraz lebiodki, ale czemu tylko tyle? Z wielka chęcią poznałabym więcej tajników zielarskich, ale chyba będę musiała poszukać gdzieś indziej.

Gdy zaczynałam pisać ten post, nie miałam jeszcze wyklarowanej opinii na temat książki. Mimo to postanowiłam zasiąść i pozwolić sobie na podążanie za intuicja. W miarę jak przybywają słowa, widzę, że mieści się tu wszystko to co mam w głowie. Więc skąd niepewność? Nie wiem.

Czas wyciągać wnioski. Moim zdaniem idealnym podsumowaniem Zwilczonej jest określenie, które przeczytałam kiedyś w pewnej grupie dyskusyjnej: "Jest to książka dla smutnych kobiet." Wierzę, że ma ona swój potencjał i może skłaniać do refleksji, ja jednak nie odnalazłam tego. Oczekiwałam gór i dolin, dostałam hektar stepu. Oczekiwałam emocji i głębi, a jedyną emocją jaka towarzyszyła mi było rozdrażnienie (o głębi nie było mowy). Tylko czy przemawia przeze mnie rozczarowanie, a może problem leży gdzieś indziej? Daję 4/10 i już wiem że nie sięgnę po kolejną cześć.

Miłego popołudnia
ZaBOOKowana :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz