piątek, 4 listopada 2016
Za Progiem Grobu - Andrzej Ziemiański
Po lekkim klimacie Darów Anioła nabrałam ochoty na coś mocniejszego. Mój wzrok od razu padł na upolowaną w Biedronce książkę: Za Progiem Grobu. Mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać, bo to nie moja pierwsza przygoda z panem Ziemiańskim. Nie rozczarowałam się...
Każdy kto kiedykolwiek sięgnął po jakąś książkę Andrzeja Ziemiańskiego wie, że jest to autor z charakterystycznym stylem. Za Progiem Grobu nie odstaje od reszty. Już od pierwszej strony emanuje testosteronem, szorstkością w obyciu i seksizmem. Każdy akapit daje jasno do zrozumienia, że pisał go mężczyzna i to nie byle jaki mężczyzna. Kontrowersyjny, budzący uznanie i odważny.
Tym razem zamiast fantastykę, serwuje czytelnikom thriller w samym centrum Wrocławia. Główny bohater: Andrzejewski, wolny strzelec wynajęty do szukania chłopaka z "dobrego domu" odnosi sukces. Wszystko wydaje się piękne, ale wraz z dzieciakiem zaginęły także grube miliony z tajnego konta matki, a kobieta poruszy wszystko by je znaleźć. Dziwnym trafem sprawa łączy się z zaginięciami bezdomnych alkoholików i krążącą wśród nich miejską legendą o... Czarnej Damie. Sprawa sięga głęboko, niemalże do piekła...
Chwytając Za Progiem Grobu oczekiwałam krwawego, soczystego, ostro przyprawionego kawałka dobrej, rasowej fantastyki, a otrzymałam sarkastyczny, seksistowski, mocny i dobrze przyprawiony thriller. Widocznie kelner na tyle dobrze mnie znał, że wiedział lepiej na co mam ochotę, bo z całego dania jestem bardzo zadowolona. Z początku przeżyłam mały szok stylowy, ale bardzo szybko się z aklimatyzowałam. Czytało się szybko, a po przekroczeniu ok. 1/3 książki, moja ciekawość poganiała mnie bezlitośnie żądna rozwikłania sprawy. Podobało mi się to w jaki sposób ujęty był temat dominacji i masochizmu. Bez skrępowania, zatajania, ale też bez wyuzdania. Temat tabu nagle stał się taką oczywistością, jak zwykła rozmowa o bzdurach, przy kawie. Między innymi to sprawiło, że wśród bohaterów czułam się jak "swoja". Byłam uczestnikiem a nie widzem. Razem z Andrzejewskim i jego asystentką Beatą szukałam rozwiązań, zaglądałam do hangaru, sprałam paru cwaniaczków i szperałam w notatkach. Przyznam, że zdarzało mi się w myślach opieprzać bohaterów, że "przecież to takie logiczne?!" lub podpowiadać: "a może sprawdźmy monitoring?". Byłam częścią zespołu i to było niesamowicie ekscytujące.
Ziemiańskiego za styl albo się kocha albo nienawidzi, a po Achai ma on szczególne miejsce w moim sercu i na moich półkach. Polecam Go też wszystkim i Wam również. Jeśli macie ochotę na thriller o zabarwieniu medycznym, w typowo polskim klimacie, zapraszam. Nie zawiedziecie się :) Daję 7,5/10.
Miłego wieczorku,
ZaBOOKowana :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz