Moja analiza: starzenie się to proces odwrotny
do rozwijania się od noworodka do osobnika dorosłego. Fizycznie
przechodzi się od samodzielności do coraz silniejszego bycia zależnym.
Sztuczne biodro, bajpas, pigułka na to i tamto. Byle nakarmić i
dopilnować by było sucho. A kiedy śmierć każe na siebie za długo czekać,
człowiek kończy jako bełkoczący stary dzidziuś w pieluszce i z
cieknącym nosem. Droga od zera do lat osiemnastu jest pełna wyzwań,
wspaniała i ekscytująca, człowiek sam decyduje o swoim życiu. Koło
czterdziestki jest silny, zdrowy i wszystko od niego zależy. Szczytowy
okres. Niestety, świadomość tego przychodzi najczęściej wtedy, kiedy już
od jakiegoś czasu trwa schyłek, kiedy powoli i niepostrzeżenie
perspektywy stają się coraz mniejsze, a życie - coraz bardziej puste. Aż
wreszcie najważniejsze cele dnia przybierają formę kawałka ciasta i
filiżanki herbaty. Grzechotka dla osoby w podeszłym wieku.
~Henrik Groen
Ta książka jest prezentem urodzinowym i teraz mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że trafionym. Przyjechała ze mną z Wrocławia, wciśnięta pomiędzy ubrania, a kosmetyki i zadomowiła się na mojej półce na dobre. Z początku capnięta przez mamę i przeczytana od deski do deski. Ja natomiast potrzebowałam miesiąca, by ten przenikliwy wzrok Henrika przekonał mnie, że to już czas się bliżej poznać. Czemu nie?
Małe Eksperymenty Ze Szczęściem to pełen wzlotów i upadków rok z życia pensjonariusza domu spokojnej starości. Henrik Groen, lat 83 i 1/4 w miły, szarmancki i zabawny sposób relacjonuje szarą codzienność swoją i mieszkańców, ubarwiając ją szczerymi, emocjonalnymi i ironicznymi uwagami. Porusza kwestie szarej codzienności i powolnego wygasania chęci do życia. Życia, które sprowadza się głównie do stałych godzin posiłków i coraz większych ograniczeń. A co z tymi, którzy chcą jeszcze pożyć? I na to znalazł się sposób, klub StaŻy, nie próżnuje i zawsze trzyma się razem.
Chcąc się rzetelnie przygotować to tej recenzji, po przeczytaniu książki, chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o autorze, a tu... nic. Autor anonimowy. Hmm... Tym bardziej mnie zaintrygowało. Do tej pory przyjmowałam to jako faktyczny dziennik i nagle otworzyła się przede mną opcja fikcji literackiej. Hmm... Choć, gdy tak czytałam, to miałam wrażenie, że autor/autorka zna się na rzeczy, więc musi być związamy/a z opieką zdrowotną lub samymi osobami starszymi :)
Henrik Groen powitał mnie słowami: W tym roku też nie będę lubił staruszków. To dreptanie z balkonikami, zniecierpliwienie bez powodu, wieczne narzekania, ciasteczka do herbaty, całe to wzdychanie i stękanie. Sam mam lat 83 i 1/4. i już miałam ochotę przybić mu piątkę. Miły, inteligentny, sympatyczny, troszkę ironiczny i zdystansowany do siebie starszy pan, już z samej okładki wydał mi się przesympatyczny. W pakiecie poznałam jeszcze Everta, trochę zgryźliwego, ale pełnego energii i złośliwości rebelianta (na miarę możliwości wiekowych). We dwoje tworzą duet, który nadaje wigoru całej reszcie. Po czasie zapoznaję się bliżej, jeszcze z kilkoma pensjonariuszami. Inteligentną i sprytną Eefje, która zawsze znajduje rozwiązania. Zabawną i optymistyczną Grietje, która w niesamowicie świadomy i spokojny sposób mierzy się z postępującą demencją. Rie i Antoniego, włoskie małżeństwo tęskniące za możliwością gotowania dla wszystkich.
W tej beczce miodu znajdziemy też przysłowiową łyżkę dziegciu (może nawet więcej niż łyżkę). Henrik w swoim dzienniku mierzy się też z codziennymi ograniczeniami, samotnością, świadomością "równi pochyłej", z zakazami i nakazami nałożonymi odgórnie "dla ich dobra" i z samą śmiercią. Nieuchronną i zawsze obecną. Śmiało pisze o powolnym pogarszaniu się stanu zdrowia, o wstydliwych problemach, które nie są wcale rzadkie oraz niedomaganiach, o których żaden młodszy człowiek nie myśli. Dodatkowo stawia czoło polityce (tak polityce!) która spycha starców na margines "osób generujących tylko koszta". Smutne? Prawdziwe...
Małe Eksperymenty Ze Szczęściem zrobiły na mnie wrażenie. Taka świadoma, słodko-gorzka relacja z dojrzałego życia, skłania mnie-młodą do refleksji, czasem do śmiechu, czasem wzruszenia. Jakoś nie potrafiłam zostać obojętna. A to chyba najlepsza rekomendacja jaką sama książka mogła sobie wystawić. Daję 9/10 i polecam. Myślę, że warto zobaczyć co się dzieje po drugiej stronie lustra, zanim się tam znajdziemy i to na dobre.
Miłego popołudnia :)
ZaBOOKowana
PS. 6 listopada 2016r. wychodzi kolejna cześć Dzienników Henrika Groena pod tytułem: Dopóki Życie Trwa. Już zacieram ręce :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz