niedziela, 14 sierpnia 2016

Trzech Panów w Łódce [nie licząc psa]- Jerome K. Jerome (kolejny jubileusz)


Na Trzech Panów w Łódce [nie licząc psa] natknęłam się w pewnej grupie dyskusyjnej dla książkoholików. Wiele osób zachwalało jej dowcip, lekkość, a ja skuszona tymi pochwałami złamałam chwilowy zakaz chodzenia do biblioteki i wypożyczyłam. Tak jest... stało się ale bardzo nie żałuję okazania tej słabości i nie postanawiam poprawy ;)

Trzech Panów w Łódce... to przyjemnie ubarwione i przezabawne sprawozdanie z autentycznej, dwutygodniowej wyprawy autora głównym nurtem Tamizy. Wraz z ogromnym Georgem, pewnym siebie Harrisem i małym wojowniczym foksterierem- Montmorencym. Towarzyszymy im od Kingston, aż do Pangbourne, czyli przez około 123 mile, słuchamy opowiastek, anegdotek, bierzemy udział w licznych przygodach, a wszystko przyprawione specyficznym angielskim humorem.

Trzej Panowie w Łódce... od samego początku oczarowali mnie swym szarmanckim, czysto XIX wiecznym podejściem do życia. Gentlemani w każdym calu, eleganccy, szarmanccy, dbający o etykietę Londyńczycy, z tym swoim sztywnym jak kołnierzyk, ironicznym i trafiającym w sedno humorem od razu sprawili, że staruszkowie w komunikacji miejskiej  uśmiechali się do mnie z politowaniem, w pracy stwierdzono, że chyba potrzebuję urlopu bo patrze się w książkę i śmieję jak mysz do sera, a moja przepona odsapnęła z ulgą, że wraz z ostatnią stroną książki skończą się  spazmy śmiechu. Sam język oczarował mnie swą łagodnością i poniósł spokojnymi falami Tamizy. Jednak to, co urzekło mnie w tej książce najbardziej, to sposób w jaki wyciąga ona na wierzch pewne prawdy życiowe i w sposób tak oczywisty, przekoloryzowany i komiczny przedstawia czytelnikowi.

Jeśli lubicie angielski humor lub po prostu chcecie się pośmiać/ poćwiczyć przeponę lub przepłukać oczy wyciskaczem łez ze śmiechu to bardzo polecam. Wrażenia zagwarantowane, zwłaszcza jeśli (tak jak ja) chcecie się podzielić jakąś anegdotką z kimś obok (taka dodatkowa trudność ;) ). Nic dodać nic ująć. Daję 9/10 i już zapisuję w zeszycie w rubryce- Muszę Mieć!



Ale to nie wszystko. Niedawno stuknęło mi 1000 odwiedzin! Wow! Jestem zaszczycona, że tu zaglądacie i, że moje pisanie nie idzie tak do końca do szuflady. Blogów z recenzjami jest niezwykle dużo, wiec myślałam, że utonę w ich mrowiu, ale jednak jesteście! Dziękuję! To dla mnie bardzo, ale to bardzo ważne i napędzające do kolejnych recenzji!
Mam cichą nadzieję, że udało mi się kogoś zachęcić do jakiejś książki, jeśli tak to zachęcam do podzielenia się własną opinią. Bo dzięki Wam nie tracę zapału a pisanie tu to sama przyjemność.

Pozdrawiam ZaBOOKowana

PS. Mój Luby nie omieszkał mi powiedzieć: "A nie mówiłem!", a szykował się z tym długo. Co też zamieszczam jako dowód, że może i nie lubi komedii romantycznych (niestety ;) ), ale wierzy we mnie bardziej niż czasem ja sama ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz