czwartek, 2 czerwca 2016

Dogonić tęczę- F. Flagg



Jak dobrze mieć wolne. Można wreszcie odsapnąć, wyciągnąć nóżki na oparciu kanapy i robić tylko to na co ma się ochotę. W końcu trochę kurzu nikogo nie zabiło, ale sprzątanie to i owszem ;). Czasem trzeba zadbać o siebie, choć przez jeden dzień się porozpieszczać. Dziś dostąpiłam tego zaszczytu i mam trochę wrażenie, że z tego zaplanowanego "nic nie robienia" zrobiłam więcej niż w "dzień pracujący". Więcej bo chętniej :)

Tak, też z miłą chęcią pragnę Wam przedstawić kolejną pozycję Fannie Flagg- Dogonić Tęczę.   Jest to barwna, rozbudowana opowieść o małym miasteczku na południu Missouri. Co zadziwiające głównym bohaterem nie jest człowiek, a... miasto. Na początek poznajemy je jako małe miasteczko, które małymi kroczkami rozwija się i jak to miasto, jest pełne ludzi którzy, tworzą jego charakter. Z początku poznajemy przesympatyczną rodzinkę Shith z Sąsiadką Dot na czele i psotnym Bobby'm. Współczujemy "biednej Tot", marzymy razem z Niewidomą Ptaszyną i odkrywamy życie wędrownej grupy gospel. W taki sposób, nie wiadomo kiedy znamy wszystkich na wylot, a my sami stajemy się częścią tej społeczności. Z biegiem czasu mieszkańcy rozjeżdżają się po świecie, a my obserwujemy ich dalsze losy.

Ponownie wraz z Fannie Flagg  odbyłam zajmującą podróż do USA lat 40-ste XX wieku. Wkraczając do Elmwood Springs musimy przygotować się na to, że będziemy chcieli tam zostać. Może ono skraść nasze serca w całości. Przyznam, że ja zadomowiłam się tam bardzo. Miałam wrażenie, że niemal zamieszkałam tam i pokochałam mieszkańców jak dobrych sąsiadów, razem ze wszystkimi wadami i zaletami. Urzeka mnie takie życie. Sama wychowywałam się w małym miasteczku i choć nie wyglądało ono jak  Elmwood Springs, ale miało wiele podobnych cech. Obecnie trochę tego mi brakuje, w dużym mieście jest się bardziej anonimowym, ale też samotnym.

Przypomina mi się mój ulubiony fragment, gdy Bobby z swoim najlepszym przyjacielem, obserwują gwiazdy i rozważają jak będzie wyglądał świat w 2000 roku. Takie sielskie, niewinne dyskusje dwóch małych chłopców napełniły mnie rozrzewnieniem. Sama gdy byłam dzieckiem, leżąc na trawie tak marzyłam i jakoś nie przychodziło mi do głowy, że można istnieć poza miasteczkiem. Heh... dopiero liceum zweryfikowało moje plany.

Pokochałam Elmwood Springs za świeżość, życzliwość i współczucie, a najbardziej chyba za te wieczory na ganku z Dorothy, Doc'em, Jimmym i dziećmi oraz audycje radiowe Sąsiadki Dot. Miasteczko wydało się taką ostoją, miejscem gdzie złe rzeczy się nie dzieją, ale z biegiem czasu wszystko się zmienia. W Dogonić Tęczę mogłam w dość namacalny sposób doświadczyć przemijania. Przemijania nie w sensie umierania, raczej zmian. Dzieci rosną, dorośli się starzeją, starzy umierają, a wraz z nimi rozmywają się ogólnie panujące zasady życia. Pewne rzeczy zastępuje się innymi, zaczyna się żyć szybko i tanio. Powoli i nieubłaganie bledną wartości i barwy. Miasteczko nie nadąża za wszechogarniającym pędem i... przemija.

Ta bardzo przyjemna i naładowana wszelakimi emocjami jest świetnym sposobem by oderwać się na troszkę. Nie obciąża nas nieszczęściami, nie wyciska łez, ale opowiada o normalnym życiu. Nie wszystko jest różowe, mieszkańców dotyka zarówno tragedia jak i radość. Książka w sam raz na odetchnięcie w trakcie nawału pracy i obowiązków. Myślę, że  też dobrze by się spisała na plaży czy w podróży. Daję 7/10 i wpisuję na listę oczekujących do zakupu.

Pozdrawiam
ZaBOOKowana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz