niedziela, 24 lipca 2016

Kanada Pachnąca żywicą- A. Fiedler



Dziś zabiorę Was w podróż. Malowniczą podróż po dziewiczych zakątkach Kanady, wraz z pewnym ciekawym poznaniakiem: Arkadym Fiedlerem.Wiele osób nieświadomie posiada w domu jego dzieła, jak Dywizjon 303,czy Kanada Pachnąca żywicą w wydaniu mniej lub bardziej pożółkłym. Ta niepozorna książka, gdy już dostanie szanse, nie da o sobie zapomnieć.

Arkady Fiedler- polski podróżnik, reportażysta, pisarz i poeta. Obok Olgierda Budrewicza, był wzorem dla wielu współczesnych podróżników takich jak Jarosław Kret.W Kanadzie Pachnącej Żywicą, autor ukazuje czytelnikowi kraj taki jaki zastał: dynamiczny i eksploatujący rozwój cywilizacji, osadnictwa i przemysłu, bezwzględnie wypierający dotychczasowych rdzennych mieszkańców. Indianie zepchnięci do rezerwatów i umniejszeni do roli przewodników lub atrakcji turystycznej, zwierzęta niegdyś cenione, teraz ścigane i wybijane na poczet obecnej mody. To wszystko przeplecione historiami drobnych bohaterów których imiona warto zapamiętać.

Od momentu gdy otworzyłam Kanadę Pachnącą Żywicą i poczułam zapach starości, dotknęłam pożółkłych kartek, zatopiłam się. Powoli zanurzałam się w treści jak w gorącej kąpieli. Kąpieli pachnącej żywicą... Czułam jakby otworzyły się przede mną drzwi do nowego świata. Nie zastanawiałam się długo, chwyciłam plecak i ruszyłam wraz z Arkadym w głuszę. Tak bardzo przypominało mi moje coroczne odkrywanie Tatrzańskich szlaków. Zachłannie rozglądałam się na boki i chłonęłam więcej i więcej... Wraz z każdą przewracaną stroną słyszałam plusk potoku, śpiew ptaków, pomruki dzikiej zwierzyny, zapach wilgotnego mchu, dymu z ogniska, a to wszystko przesiąknięte świeżą wonią żywicy. Tak intensywną, że niemal czułam w ustach jej gorzki, rześki smak. Nie chciałam wracać. Pragnęłam tam zostać, węszyć, obserwować i nasiąkać tym wszystkim.

Dla mnie Fiedler nie jest autorem, jest magikiem. Czarnoksiężnikiem, który w sobie tylko znany sposób przeniesie nas w czasie i miejscu, czyli z wygodnego fotela wprost do leśnej głuszy, z początków kolonizacji Kanady. Trzymajcie się więc mocno i dajcie się porwać historii przesiąkniętej żywicą. Czuję, że nie raz sięgnę po nią, by ponownie upoić się tym światem. Nie boję się tych słów A. Fiedler uwiódł mnie swą opowieścią za co daję mu pokaźną 9/10. Jedynym minusem jaki widzę jest zbyt mała ilość stron, dla mnie ta opowieść mogłaby nie mieć końca :)

Pozdrawiam
ZaBOOKowana


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz