Analfabetka która potrafiła liczyć to opowieść o pewnej czarnoskórej dziewczynce- Nombeko, która bardzo szybko musiała zakasać rękawy i wziąć życie we własne ręce. Mając zaledwie kilka lat podjęła pracę przy czyszczeniu latryn i pomału, z dużą dozą sprytu pnie się po szczeblach swej jakże krótkiej drabiny kariery, nabywając po drodze umiejętność liczenia, czytania i... posługiwania się nożyczkami. Z tym doświadczeniem i woreczkiem nieoszlifowanych diamentów, postanawia ruszyć w świat, ale to nie takie proste. Zwłaszcza gdy nierozważnie wpada się pod samochód lekko "niedzisiejszego" inżyniera... idąc chodnikiem. hmmm... a to dopiero początek.
W tym samym czasie, w Szwecji pewien urażony fan korony zmienia front i postanawia obalić monarchię. Ma już swoje lata, więc chce przekazać swą schedę synowi, wychowując go na rasowego republikanina. Oj nie może być tak pięknie. Bo co jeśli zamiast jednego godnego następcy rodzi się dwoje? I do tego tak bardzo odmiennych od siebie? Tak wiem, brzmi niesamowicie, ale dopiero gry obie historie łączą się, zaczyna się prawdziwy rollercoaster.
Analfabetkę... czytałam dość długo, miałam wrażenie, że potrzebuje ona sporego rozbiegu. Niemal do mniej, więcej połowy książki podchodziłam z rezerwą. Raz chyba nawet chciałam zrezygnować. Brakowało mi postaci, którą obdarzyłabym jakimś uczuciem, czy to pozytywnym czy negatywnym. W przeciwieństwie do tej nijakości, Stulatek budził we mnie rozrzewnienie i ciepłe uczucia, których tu mi trochę brakowało. Punktem zwrotnym było połączenie losów Nombeko i Hogera 2. Od tego momentu wszystko co było oczywiste, takie być przestało. Akcja przeszła do galopu by z chwilami przestoju porwać czytelnika do ostatniej strony. I ja tak dałam dziś się porwać. Zaśmiewałam się z tych absurdalnych przygód, nieprzypadkowych przypadków i zawiłych powiązań. Wow... Czułam się jak na karuzeli. Galimatias i zawrót głowy, poprzeplatany krótkimi chwilami by trochę odsapnąć.
Trudno mi jest ocenić tę książkę... Myślę, że zrobiłaby na mnie piorunujące wrażenie, gdyby nie uprzednia znajomość Stulatka, który wyskoczył przez okno. Postawił on bardzo wysoko poprzeczkę, był nowym doznaniem, a akcja nie galopowała, tylko staczała się z urwiska w szaleńczym pędzie i chaosie. Analfabetka... nie szokowała, dostałam to czego się spodziewałam, nie mniej, ni więcej. Mimo to bawiłam się przednio, zwłaszcza przy opisie działań Służb Specjalnych w Gneście. Akcja rodem z Monty Pythona :).
Fantastycznie absurdalna, pełna uroku opowieść o nadzwyczajnej fabule i niesamowicie oryginalnymi postaciami, napisana barwnym, lekkim i zabawnym językiem. W sam raz na długie wieczory. Całość oceniam 6/10 i z ciekawością sięgnę po kolejną powieść tego autora.
Pozdrawiam ZaBOOKowana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz